Imię, istota, dotyk, czyli o katechumenacie

Wczoraj przyjęliśmy do katechumenatu przy Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym troje sympatyków. Teraz już są katechumenami, czyli Kościół uważa ich za swoich, choć do pełni udziału w sakramentach jeszcze kawałek drogi.

Poruszające. Ten moment, kiedy są wywoływani z tłumu, po imieniu i każde z nich ma odpowiedzieć, czego chce od Kościoła. Ta fraza pojawia się prawie przy każdym sakramencie, ten dialog: wywołanie imienia – odpowiedź „Jestem”. Potwierdzenie gotowości do podjęcia drogi i pełna prostoty podniosłość.

Kiedy ojciec z osobami poręczającymi za poszczególnych sympatyków naznaczali znakiem krzyża ich czoła a potem zmysły, uderzyły mnie dwie rzeczy. Pierwsza to poczucie, towarzyszące mi od początku posługi w katechumenacie, bycia w epicentrum Kościoła. Źle to ujęłam. Raczej w tym, co dla Kościoła najbardziej istotowe. Prowadzenie ludzi do zjednoczenia z Chrystusem, tego najgłębszego, jakie daje dobrze przeżywany chrzest. Co roku powtarzamy te same treści, po raz kolejny wracamy do źródeł chrześcijaństwa, czyli kerygmatu i podstawowych prawd wiary zawartych w Credo. I co roku jest inaczej, mam nadzieję, że głębiej.

Druga rzecz, która mnie poruszyła, to cielesność znaków. I znów powrót do przeszłości a właściwie do źródła: dotyk, słowo, starożytne rytuały, choć wielokrotnie przetwarzane, ale jednak wciąż mówiące o tym samym. Dotyk jest też znakiem bliskości, bo jeśli osoba dotykana nie wyraża na niego zgody, jest naruszeniem granic. Jeśli jednak ta zgoda jest, to, po pierwsze, świadczy ona o zaufaniu, po drugie, jest wezwaniem do odpowiedzialności dla tego, kto dotyka.

Uszy, by słyszeć słowo, oczy, by dostrzegać prawdę, pierś, by żyć ewangelią i barki, by przyjąć „słodkie brzemię Chrystusowego krzyża”. Dla mnie to też było wezwanie do rachunku sumienia, w końcu też zostałam ochrzczona i co Wigilia Paschalna odnawiam przyrzeczenia chrzcielne. I przypomnienie, że zanim je w moim imieniu złożono, On już mnie przez pośrednictwo Kościoła umocnił do tego, by im sprostać.

Poważnie się zrobiło, ale powaga przydaje się w życiu. To taki batyskaf, dzięki któremu możemy zejść w głąb naszych relacji. Chrzest niesie w sobie mnóstwo radości, ale jest w jego sprawowaniu też ten odcień powagi bawiących się dzieci, jak to ujął Chesterton. W końcu one bardzo poważnie traktują zasady gry, inaczej gra nie ma sensu.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s