W niedzielę sprawdziłam gdzie i ile się tam idzie i dziś na luzie poszłam na Lichajówki, gdzie miała być msza rozpoczynająca procesję. Po drodze podziwiałam efekty wczorajszego koszenia, zielenienia (tu brzózki zastępują młode buczki i wyraźnie preferowane jarzębiny) i ozdabiania zieleniny paskami kolorowej bibuły. Najwięcej zabawy z nią miał potem wiatr oraz dzieci w wieku bardzo nieletnim.
Tu widoczki jeszcze przedprocesyjne
Ołtarz był ustawiony przemyślnie, to znaczy celebransi w cieniu, a reszta nieco do podsmażenia. Żałowałam, że nie wzięłam bluzki z długim rękawem – moje przedramiona są już bardzo przypieczone, niedługo wytworzy się na nich chrupiąca skórka.
Tuż przed procesją, w tych wełnianych ornatach musiało być rzeczywiście ciepło
Msza po dominikańsku uczciwa, i skoro po dominikańsku, to nie mogło zabraknąć wpadki w modlitwie wiernych. Pomodliliśmy się wspólnie, żeby Pan Bóg uratował „wszystkie ZAMROŻONE serca”. Intencja godna, jak najbardziej. W nerwach każdemu może się zdarzyć, zwłaszcza jeśli ktoś dopiero niedawno był do I komunii.
Lekki wiatr i do tego obłędne słońce – lepszą pogodę na procesję trudno wymyślić. I te Tatry w tle…
Przy każdym ołtarzu było króciutkie słowo, modlitwa i błogosławieństwo. Ojciec proboszcz nie byłby sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie. I tak przy pierwszym ołtarzu zaprosił wszystkich, żeby podeszli do kogoś ze swojej rodziny i podziękowali, przy drugim, żeby wymienić niosących feretrony i chorągwie (akurat i on zamieniał się z o. Sylwestrem przy niesieniu monstrancji – przy takiej temperaturze to był bardzo dobry pomysł). Przy następnych dwóch ołtarzach było klasycznie, celebrans powstrzymał twórczą część swojej osobowości.
Wszystko skończyło się w kościele – uwielbiam śpiewać „Te Deum”, szczególnie jak mogę to zrobić z całych płuc. Potem była oczywiście liturgia podziękowań a na koniec zdjęcia grupowe. Ja za to strzeliłam fotkę zwijaniu chorągwi. Tak przez okno z kościółka strzeliłam.
A tu jeszcze dziewczynki od sypania kwiatków, tego klasycznego:
Pięknie było i ku mojemu zdziwieniu parę razy odebrało mi głos. Głównie dlatego, że Pan rzeczywiście był z nami.
Było dobrze.
Cudowna relacja! Dziekuje!
pozdrawiam serdecznie! 🙂