Zakopane i galeria

Moja półka w lodówce zaczęła świecić pustką, więc nadszedł właściwy moment na podróż do Zakopanego. Cichowiańskie sklepy są sympatyczne, ale ja jestem przebierna spożywczo.

Pogoda cudna, na skórze powiew ciepłego wiatru a na horyzoncie obłędnie oświetlone góry – dobry czas na bezrefleksyjne chodzenie po sklepach i Krupówkach. Ale najpierw chciałam pójść na adorację. Niestety, na drzwiach upatrzonego kościoła wywieszka, że trwa w nim sprzątanie, więc wykorzystałam plan B – Pęksowy Brzyzek. Tam często przychodzą wycieczki, więc ze skupieniem trudno, jednak tym razem była tylko jedna. Podstawówka i bardzo sympatyczny przewodnik. Słychać było w tym, co mówił, że kocha Zakopane. I zdradził się też z sympatiami liturgicznymi: w tym kościele nie ma posoborowego ołtarza, bo (oficjalnie) nie było go gdzie wstawić. Przewodnik wskazał specjalnie na ten detal i, mówiąc o sposobie sprawowania mszy, użył określenia „przodem do tabernakulum”. A potem wychwalał góralskie umiłowanie tradycji, także liturgicznej.

Nie ukrywam, miałam ochotę podejść i zagadnąć: „Skrzypce czy batman?”. I jakoś nie miałam wątpliwości, że te pierwsze…

Podsłuchując go nielegalnie, dowiedziałam się także, że ludowy rzeźbiarz, który wykonał piękne ołtarze do tego kościoła, Wojciech Kułach Wawrzyńcok mu było, poszedł najpierw na piechotę do Rzymu. Słyszał, że tam są bardzo piękne kościoły, więc chciał podejrzeć najlepszych.

Szedł pół roku, pracując w międzyczasie na utrzymanie (to było w połowie XIX w., więc i z bezpieczeństwem mogło być różnie), i wrócił pełen zachwytu. Teraz stworzone przez niego ołtarze budzą zachwyt historyków sztuki i nie tylko. Na przykład ja też bardzo je lubię, szczególnie że w bocznym po prawej jest św. Jacek.

To nie był jedyny rzeźbiarz o rzymskim wątku w artystycznej biografii – poszłam do Miejskiej Galerii Sztuki na Krupówkach 41. W zeszłym roku była tam świetna wystawa Jacka Hajnosa. Dziś miejsce portretów bezdomnych zajęły prace i projekty Marka Szali. To on projektował i wykonał gigantyczny ołtarz papieski pod Krokwią, on też, podobnie jak Kułach Wawrzyńcok, bywając w Rzymie, zachwycił się mistrzami z przeszłości.

Okazało się, że w poniedziałki galeria jest nieczynna, ale pani mnie wpuściła pomimo wszystko. I, oj, jak było warto! Szala jest grafikiem i rzeźbiarzem, tym pierwszym chyba bardziej – grafiki były bardziej osobiste, ekspresyjne. Były opowieścią o bólu noszonym w sobie, ale też o miłości (przepiękny autoportret z ciężarną żoną w tle). Patrząc na nie, miałam wrażenie, że są tym brzemieniem przeżyć, które w jakiś sposób musi się „wyprowadzić” z siebie, żeby je przepracować i nadal trwać. Dla mnie prawdziwa sztuka jest czymś, co wydarza się samo, naturalnie – jest wypowiedzeniem, wyrzeźbieniem, wypisaniem, wymalowaniem, wy-jakąkolwiek-metodę-tworzenia-wybierzemy-daniem na zewnątrz części swojego świata odczuwanego. Najczęściej tej najbardziej „uwierającej”.

A są też rzeźby. Część to portrety, tzw. główki: Jana Pawła II, kard. Dziwisza, rodziców artysty, jego córki (chyba). I te są takie, jakby to ująć, zgodne z zasadami sztuki. Za to pozostałe mnie zachwyciły. Szczególnie Jonasz (rzeźba do oglądania z każdej strony i z każdej mówiąca co innego. I ta delikatność z zarysowaniu rybowatości ryby!), ale też hołd oddany kobietom życia Szali. Ta rzeźba, jak i portrecik noworodka we wgłębieniu olbrzymiej dłoni, to świetne połączenie odlewu z mosiądzu (figurki) i drewna.

W pierwszym przypadku dłoń jest potężna i ciemna, ale drewniana, przez to ciepła i przytulna. Figurynka połyskuje w jej wgłębieniu jak kropelka jasnego wosku albo żywicy. Drobna i drogocenna.

A kobiety artysty – córeczka i ciężarna żona – są umieszczone na dnie powieszonego w pionie tradycyjnego drewnianego naczynia (w moich rodzinnych rejonach mówi się na to „faska”, nie wiem, jak tutaj). U góry rzeźbiarz dodał do niego zakończenie z instrumentu smyczkowego, a u dołu rozgrywa się scenka rodzajowa: bardzo dynamiczna i rodzinna. Układ kolorów na naczyniu, kształt postaci i przyjęte przez nie pozycje – wszystko pięknie się ze sobą komponuje. Naprawdę warto to zobaczyć na własne oczy.

Można też podejrzeć warsztat plastyka, zwłaszcza projekty dotyczące ołtarza pod Krokwią. Ciekawy jest fragment poświęcony powstawaniu krzyża procesyjnego z tamtej mszy. Już same szkice są dowodem, że prawdziwa sztuka sakralna jest możliwa. I to jak możliwa!

20170612_121605[1].jpg

 

20170612_121615[1]20170612_122408[1]

Moje zdjęcia nie oddają w pełni urody tych rzeźb, więc polecam odwiedziny, jeśli będziecie przed 6 sierpnia w Zakopanem. Wystawa „Duch i materia” jest otwarta (oprócz poniedziałków!) od 10.00 do 18.00 w galerii na Krupówkach 41 (wejście jest z bocznej uliczki).

Zagapiłam się na sztukę i zwiał mi bus do MC, na następny czekałam godzinę, więc posnułam się jeszcze po mieście. Wykorzystałam przecenę z sklepie sportowym i uzupełniłam stan koszulek funkcyjnych, pooglądałam buty górskie, ale jakoś żadne mnie nie zachwyciły. W międzyczasie z północy nadciągnęły chmury – deszczu nie było, ale słońce na chwilę znikło. Dawno nie widziałam, żeby szły z tej strony. Wyglądało to majestatycznie. Przychodzące z południa albo tworzą fenową grzywkę nad szczytami, albo przypominają puchate owce, które wyrywają się pojedynczo z zagrody a potem jest ich już tak dużo, że nie idzie się wyrwać z tego ścisku. A tu spokój, dostojeństwo i piękne detale na suficie.

Jutro też ma być ładnie. Planuję ambitniejszy szlak, zobaczymy, co wyjdzie. A od środy wieczorem zacznie się długi weekend, muszę wykombinować jakiś szlak, gdzie nie przewala się tłum…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s