W Tatrach widać, jakim Bóg jest mistrzem detalu. Chaotyczna na pierwszy rzut oka łąka przy bliższym rzucie okiem okazuje się pełna subtelnego drobiazgu. Dzisiejszym kwiatem spaceru był dla mnie goździk. Nie tak wyrafinowany, jak jego kolega o przydomku „olbrzymi”, ale równie delikatny i przez to elegancki, w kolorze nieco rozbielonej fuksji.
Do tego błyszczące, żółte główki jaskra na tak smukłych łodyżkach, że wyglądały jakby ktoś je rozpylił nad łaką, owocujące mlecze i kwitnące trawy. A propos dmuchawców – widziałam dziś kilka razy gile! O tej porze roku zwykle są tylko wysoko w górach i bardzo płochliwe. Najwyraźniej tegoroczna dziwna pogoda sprawiła, że zeszły niżej i, chcąc nie chcąc, oswoiły się nieco z obecnością ludzi. Miałam dziś okazję poprzyglądać się, jak pan gil młóci dziobem garść ziarenek mlecza, i chociaż byłam o jakieś półtora metra od niego, odleciał, dopiero jak się poruszyłam. Piękne ptaki, jestem fanką ich czerwonych brzuszków.
Kiepsko jest z pszczołami. Podobno to, że najpierw się ociepliło, a potem znów przyszły przymrozki, spowodowało, że część młodych wymarzła – te, które zdążyły już się przepoczwarzyć. Widzę, że pszczoły latają, ale rzeczywiście jest ich jakby mniej.
Za to ptactwa mrowie. Gatunkowe mrowie: szczygły, kopciuszki, gile, wróble, kosy, pliszki, łuszczaki, czyżyki. Raj dla ornitologów, a dla mnie przyjemność podziwiania tego bogactwa z bliska. Nie widziałam za to jeszcze miejscowej pary kruków. Ciekawe, co u nich.
Dziś dałam się wciągnąć w kilkaset stron szwajcarskiego kryminału. Lista nagród i zachwytów długa, ale chociaż dobrze mi się to czytało, to jakoś nie powalił na łopatki. Brak subtelności w psychologicznym szkicu postaci, zabawa z formą – dość zaawansowana – ciekawe zwroty akcji, ale moim zdaniem całość przegadana a dowcipy tak sucharowate, że można połamać zęby (jeśli oczy by takowe miały). A całość jak dla mnie dowodziła jednego – że pisarze to egocentryczne bubki. Przynajmniej tak zostali przedstawieni. I ten ckliwo-sentymentalnie napisany wątek miłosny… bardzo „ała”.
Góry właśnie gasną, przechodząc od różu do granatu, tylko Kasprowy mruga światłem z obserwatorium. Zbiera się na burzę albo halny, przynajmniej tak twierdzi moje samopoczucie. I tak jutro planuję kilka godzin w górach. Szkoda marnować takiej pięknej pogody.