Podejrzewam, że temat kamieni i skał kto jak to, ale Piotr miał przemyślany na każdą stronę. I pewnie stąd ta dłuższa narracja na rzeczony temat w jego pierwszym liście (1 P 2,4–8).
Sam nosił imię (jeśli mówimy o jego greckiej wersji) pochodzące od słowa petra oznaczającego macierz skalną gleby, skałę, także kamień, ale to już rzadziej. Bo kamień w sensie odłamka skalnego czy kawałka skały to już lithos.
W kontekście tekstu z listu św. Piotra istotne jest jeszcze inne znaczenie tego ostatniego rzeczownika – otóż można było także użyć go do opisania posągu bóstwa. I kiedy apostoł pisze, że Jezus jest żyjącym kamieniem (lithos zoon), gdzieś w tle pojawia się, już na początku perykopy, kwestia prawdziwego i fałszywego bóstwa. Bogów kutych w kamieniu, niezdolnych do relacji, i żyjącego Boga, któremu jako jedynemu należy się wierność z naszej strony. Tylko On jest wybrany i drogocenny w oczach Ojca.
Potem Piotr nazwie Żyjący Kamień głowicą węgła. To słowo można przetłumaczyć także jako zwornik sklepienia, co pięknie komponuje się z tytułami, jakie Chrystusowi nadaje Apokalipsa: Alfa i Omega, Początek i Koniec (czy, bardziej dosłownie, Źródło i Pełnia). Od Niego budowa się zaczyna i w Nim osiąga doskonałość.
A pomiędzy? Pomiędzy jesteśmy my, surowe kamienie, nietknięte dłutem (tylko z takich można było wznieść ołtarz dla Jahwe), z których On buduje swoją świątynię. Oraz W których. Bo dla chrześcijan pochodzących z Żydów, do których pisze Piotr, lithos kojarzy się z jeszcze innymi dwoma kamieniami. Precyzyjniej: tablicami, na których wyryto Dekalog. Po zesłaniu Ducha Świętego zmienił się nośnik – to już nie kamienne tablice a serce, żywe serce wypełnione Duchem, niesie w sobie prawo. I przez to wierni mogą głosić pełne chwały dzieła Boga, gdyż doskonale wypełniają przykazania, czyt. pełnią Jego wolę. Więcej: oni sami są tymi dziełami. Oświeceni wewnętrznym Pouczeniem płynącym z zawierzenia Bogu cali są potwierdzeniem Jego istnienia, Jego obecnością w świecie.
A w tym wszystkim cały czas, gdzieś w tle, pobrzmiewa jeszcze jedno, bardzo istotne odwołanie. Hebrajskie emet, czyli prawda, oznacza coś, na czym mogę stanąć. Coś, co jest pewne jak skała. Wewnętrzny szkielet umożliwiający poruszanie się i wzrost. Żeby składać Bogu ofiarę, trzeba być w prawdzie; mocno stanąć na tym, kim się jest (wracamy do nietkniętych dłutem kamieni ołtarza). I zostawić Duchowi resztę dzieła. On uczyni z nas arcydzieło.
Bardzo lubię kamienie, zbieram niektóre i ….bywa, ze coś z nich robię. Ongiś napisało mi się coś takiego na temat, właśnie, kamieni…. Dzielę się. I pozdrawiam serdecznie….
11 – 12.2013
Nadzieja kamienia
Spał
Na kamieniu
Rankiem
Oblał go oliwą
By stał się domem Bożym
A może ołtarzem?
Nie ciosał go
Szukał
Aż wybrał
Najlepszy do spania
Łóżko Jakuba domem Boga?
Lubię okrągłe kamienie
W potoku gładzone
Izraelici składali otoczakom ofiary
Aż Bóg gniewał się za to
Czy gniewa się i dziś
Na Buriatów?
Że układają przy drogach
Kamienne stosiki
Domki dla duchów?
Przy ścieżkach i polach
Obok domku mojego
Leżą gładkie kamienie
Mam już ich niemało
Wiosną przed orką
Zbierają tu kamienie z pól
Jak ziemniaki jesienią
Co roku ich pełno
Ziemia znów narodziła
Te zawalidrogi
Złorzeczą
Pochylając się
Nie w hołdzie
Jak Buriaci
„Jest czas rzucania kamieni i czas ich zbierania” /Koh3/
Zebrane i rzucone
Czekają na stosach i stosikach
By z nich budować
Wyrzeźbić coś może
Upamiętnić
Dni chwały
I klęski
Daty zdarzeń
I śmierci
A może rzucać nimi we wroga?
Miotając z procy jak Dawid?
Kamienować grzesznych?
Bóg także rzucał kamieniami
Razem ze swym ludem ukochanym
„Gdy w czasie ucieczki przed Izraelem byli na zboczu pod Bet-Choron, Pan zrzucał na nich (na Amorytów) z nieba ogromne kamienie aż do Azeki, tak że wyginęli. I więcej ich zmarło wskutek kamieni gradowych, niż ich zginęło od miecza Izraelitów”/Joz 10,11/
Ech!
Znaleźć taki kamień
Rzucony ręką Boga
Podnieść go
Schować
Zachować
Jak talizman
Skarb
Wspanialszy
Niż bezosobowa
Anonimowa
Perła
A może rzucić nim
W stronę wroga
Jak jego Stwórca?
Kamienować może tylko Bóg
On jedynie jest bez winy
W Magdalenę jednak nie rzucił
Zebrane wiosną kamienie
Leżą więc i leżą
Na miedzach
Przy drogach
Pod drzewami
Czekają
Dziś niepotrzebne
Nie nadszedł czas rzucania
Jeszcze
No tak
W moim kraju
Jest jeszcze czas pokoju
Nie widać tu walk dokoła
Choć wrogów niemało
Można jeszcze spokojnie spać
Na poduszce
We własnym domu
Nie na kamieniu
Zimnym i twardym
A rankiem
Przed śniadaniem
Wyjść
Bez pośpiechu
W pole
Patrzeć spokojnie
Na spokój kamieni
Karmić się pięknem Bożym
Nad moim domem
Nie widać jeszcze
Fruwających kamieni
Jest dziś spokój
I cisza
Mam czas
By przyjrzeć się
Tym leżącym
Każdy inny
Nieruchomy
A jakby żywy
Jak człowiek
Który bywa kamieniem
Nieczułym
Twardym
Niewzruszonym
Zimnym
Jak głaz
Bywa też kamieniem żywym
Ożywionym raczej
Człowiek-Kamień
Kamień-Człowiek
Co czas pewien
Ożywiany
Poruszany
Jakby rodzony na nowo
Dostrzeżony przez Kogoś
Podniesiony
By go przymierzyć
Dopasować
Dołączyć do innych
Tworzących już nie stos przypadkowy
Ale budowlę
Z fundamentem
Trwałą podstawą
Z Kamieniem Węgielnym
Czemu więc czasem ta budowla wygląda
Jak sterta kamieni
Byle jak
Bezmyślnie
Zrzucona?
Panie, pomóż mi widzieć w niej Twój zamysł i plan
I bym umiała
W tej zbieraninie kamieni żywych
odróżniać co Twoje a co ludzkie
Co trwałe i co zmienne
I proszę Cię jeszcze
Bym ja
Mały niepozorny kamyk
Kamyczek
Znalazła wśród nich swoje miejsce
Czy zawsze to samo?
Jest czas zbierania kamieni i czas ich rzucania
Ale jest też czas
Ich mozolnego układania
I czas ich ciągłego wykruszania się
Odpadania zwietrzałych
Lub zespolonych marnie
Budowla to żywa
Wciąż tworzona
Uzupełniana
Nawet gdy bywa czasem wieżą Babel
Bramy piekielne jej nie przemogą
Tak Panie powiedziałeś
I w tym nadzieja kamienia
świetne – dzięuję!