A dokładnie chrząszcz z gatunku kołatków, ze smakiem pożerający drewno wcześniej odpowiednio zmacerowane przez grzyby. Jego łacińska nazwa brzmi Xestobium rufovillosum (prawda, że mądrze?), jednak różnice mentalne społeczeństw wychodzą dopiero w nazwach w linguae vulgaris.
Bo dla takich anglojęzycznych jest to deathwatch beetle – dosłownie: żuk strażnik-śmierci. Ponieważ charakterystyczne stukanie wydawane przez to stworzonko najczęściej jest słyszane w ciepłe, ciche noce, mieszkańcy Wysp uznali je w swej gotycko-mrocznej wyobraźni (zresztą czego to nie wymyśli mózg cierpiący z powodu bezsenności…) za zapowiedź czyjejś rychłej lub właśnie wydarzającej się śmierci.
Na marginesie może podajmy, że jest to dźwięk oznaczający porę godową kołatka, który na to podrywa panny kołatkówny. Cóż, niektórym wszystko się tylko ze śmiercią kojarzy…
I to poetyckie skojarzenie i wynikające zeń nazwanie spowodowało niesłychaną popularność literacką żuczka. Wokół jego kołatania zbudowano niejedną książkę i wiersz, jest o tym nawet akapit lub dwa w brytyjskiej wikipedii. Sama, po usłyszeniu tej nazwy, zaczęłam snuć pomysły na jakąś psychodeliczną powiastkę. I wpadłam na pomysł, by sprawdzić, jak robaczek nazywa się w ojczystym języku. Byłam przekonana, że równie mrocznie inspirująco, sugestywnie i powalająco.
Otóż nazywa się… tykotek rudowłos.
Zero romantyzmu. Null. Próżnia kompletna i totalny banał.
W końcu dla Polaka jest oczywiste, że robak jaki jest, każdy widzi… Kornik to kornik. Przepraszam – kołatek to kołatek. Małe, brązowe i destrukcyjne.
Na pocieszenie został mi tylko zrzut ekranu, na zupełnie inny temat, ale pokazujący, że o ile z romantyzmem nazw różnie, to w poetyce absurdu dorównujemy. Samo nam wychodzi:
Tak dla ścisłości – kołatek / tykotek to nie kornik. Kołatek należy do rodziny kołatkowatych (mało oryginalna nazwa) a korniki , jak np. osławiony kornik drukarz, to osobna podrodzina w rodzinie ryjkowcowatych 🙂
dlatego się poprawiłam na kołatka 😀