Do-słowna ciąża

Patrzę na brzemienną Maryję i myślę sobie, że pięknie w Niej widać wagę słowa. A właściwie to, jak odbywa się proces nabierania przez nie wagi.

W zasadzie to ten częściej spotykany sposób, bo nie jedyny. Polega on na wytrwałej wierności temu, co się powiedziało, oraz zgodzie na to, by dane/przyjęte słowo czerpało ze mnie. Chociaż ciąża to nie tylko czerpanie – obecnie już wiemy, że dziecko na tyle, na ile może, wspiera organizm swojej matki, dlatego lepiej byłoby mówić tu o symbiozie. Ja pozwalam słowu stać się częścią namacalnej rzeczywistości, a ono kształtuje mnie wewnętrznie; umacnia, jak mały człowieczek dzielący się ze swoją mamą komórkami macierzystymi, które wspierają procesy odbudowy w jej ciele.

Wielu moich znajomych, którzy prowadzą firmy albo działają charytatywnie, narzeka na to, że pokolenie wychowane przez Nianię Smartfona owszem, jest w stanie wiele obiecać, ale nie widzi też problemu w tym, żeby szybko zmienić zdanie. I nawet nie poinformować osoby, której coś obiecało. Mają trudność z wcieleniem słowa, a w zderzeniu z sytuacją, która na nich to wcielenie wymusza, błyskawicznie rozsypują się wewnętrznie.

Tyle, że taka postawa nie przyszła wraz z siecią, może tylko teraz jest bardziej nasilona. Już Jezus mówił o ludziach, którzy są jak ziarno zasiane na skale, które szybko kiełkuje i rośnie, ale jeszcze szybciej usycha. On też mówił o domu budowanym na piasku pustych obietnic, który upada przy najbliższej większej burzy. Mówił o ludziach, którzy abortowali przyjęte słowo lub je poronili, czasem nawet zrobili wszystko, żeby nie miało szans na to, by się mogło zaimplantować w ich życiu.

Jeśli chcę za Nim szczerze iść, trzeba mi nie tylko słuchać, ale też dochować wierności. Jeśli moje życie nie jest dowodem na to, że nawet ludzkie słowo ma swoją wagę i jest w stanie stać się ciałem, czyli czymś, czego mogę bezpośrednio doświadczyć, to jak inni uwierzą mi, kiedy im powiem, że Bóg stał się Ciałem? Jeśli zabraknie świadków wytrwałej wierności własnemu, ludzkiemu „tak-tak, nie-nie”, Ewangelia przestanie być nośna, zabraknie analogii, która mogłaby pokazać, że wcielenie słowa jest możliwe.

I tu wyrasta pytanie, jak pokoleniu, które sobie lekce waży słowo, przekazać prawdę o Prawdzie, która stała się człowiekiem? Oni tego nie mają w swoim doświadczeniu, często też nie potrafią dostrzec konsekwencji swojego lekce ważenia a kiedy się z nimi zderzają, odmawiają wzięcia na siebie odpowiedzialności. Są słabi i nie jest to przerażające czy gorszące, tylko smutne. Bo z tego rodzaju słabości wyrasta depresja i zwątpienie, wyrasta bardzo realne cierpienie, także tych, którzy się na tym pozbawionym ciężaru słowie zawiedli. A wystarczyłoby po prostu zrobić to, co się obiecało: bez szumu, narzekań, kręcenia się wokół siebie. Po prostu zrobić a potem się tym, co się zrobiło, ucieszyć. I podziękować Bogu za ten krok ku życiu i radości.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s