Wraca do mnie ciągle fraza z „Dr. Strange’a” – Starożytna mówi mu podczas ich ostatniej rozmowy, że trzeba być elastycznym, przez co rozumie naginanie norm. Zazgrzytało.
Nie jestem fanatykiem prawa – jeśli oceniam, że nie spowoduję wypadku, ze spokojem naruszam przepisy, przełażąc przez jezdnię w niedozwolonym miejscu i inne takie. Jednak realne odpowiedniki filmowego czerpania siły z Mrocznego Wymiaru i wprowadzania w rzeczywistość anomalii wywołanych ingerencją w czasoprzestrzeń już przekracza normy bezpieczeństwa, zdecydowanie.
To jakby próbować służyć Bogu, posługując się mocą demonów albo niszcząc stworzenie. Jezus wyraźnie powiedział, że można być sługą tylko jednego: Boga albo mamony (przez którą można tu rozumieć nie tylko pieniądze) i że kto nie zbiera z Nim – rozprasza. A kilkanaście wieków później Ignacy z Loyoli, pisząc o rozeznawaniu duchowym, jako jedną z norm prawidłowego podjęcia decyzji poda prześledzenie, czy dobry jest zarówno początek, koniec, jak i przebieg działania. Nie da się osiągnąć dobra, posługując złymi środkami.
I tu Mordo ma rację – rachunek zawsze przyjdzie. Co prawda sam później pada ofiarą myślenia, że można krzywdzić innych w imię zbawiania świata, ale cóż, już św. Benedykt ostrzegał przed zbyt pochopnym podjęciu decyzji o życiu pustelniczym a zdaje się, że to zeżarło wewnętrznie cytowanego pana.
A teraz będzie rozkmina ala Tomasz z Akwinu, czyli rozróżniać będę. Zderzając się ze złem można się zachować dwojako: odpowiedzieć tym samym albo wchłonąć w siebie siłę uderzenia. Jeśli wybierzemy opcję drugą, też można zrobić to dwojako: wpaść w autoagresję i wyhodować sobie syndrom sztokholmski (czyli de facto stać się współsprawcą zła przez jego akceptację) albo oddać to Bogu przez przebaczenie i modlitwę. Ta ostatnia opcja nazywa się krzyż i namiastkę tego mamy w też w „Dr. Strange’u”, kiedy bohater decyduje się na tkwienie w sytuacji, od której całe życie uciekał: nieustannych klęsk. Oczywistych i nieustannych.
Dla mnie w krzyżu najtrudniejsza jest zgoda na bezradność: przybijają cię za ręce i nogi, wystawiają na publiczny widok. I możesz tylko wisieć, cierpiąc ku uciesze lub zgorszeniu przechodniów. Jedyną drogą do tego, by nie oszaleć, jest skupienie się na Bogu, nawet jeśli On milczy. I wtedy dzieją się cuda, jak w życiu Matki Teresy, męczenników, Apostołów: przez ranę krzyża w świat wlewa się życie. Ale to już inna opowieść, tego w Strange’u nie było…