„Dr. Strange”, reż. Scott Derrickson

strange

Z kina wyszłam niecałe trzy godziny temu, ale chętnie wróciłabym tam znów. Film rewelacyjny wizualnie, wymagający zdecydowanie dużego ekranu. Efekty specjalne jeszcze lepsze niż zapowiadały się na zwiastunach, scena wypadku Strange’a wgniata w fotel. Tu głębki ukłon dla ich autorki, Stephane Której Nazwiska Nie Zdążyłam Zapamiętać (edit p drugim seansie: Ceretti]. Wywoływały z głębi trzewi natrętne pytanie: „Co ona bierze i gdzie można znaleźć jej dilera???”. Świat wiruje, wywraca się na drugą, trzecią, dziesiątą stronę, ale oczu nie da się od tego tańca oderwać.

Cumberbatch (banał) świetny. Bardzo dobrym pomysłem było obsadzenie w roli The Ancient One androgynicznej Tildy Swinton. Jest kobieca, ale to właśnie taka kosmiczna, odległa w czasie i sposobie bycia kobiecość. Zresztą angielskie imię granej przez nią postaci brzmi, jakby określało kogoś bez płci, i zdecydowanie jest coś na rzeczy także w jej konstrukcji . Złoczyniec, czyli Kaecilius, przy wspomnianym wyżej duecie wypada strasznie jednowymiarowo i przewidywalnie. W scenie kuszenia Dr. Strange’a nie sięgnął poziomu nawet tylnego pazura Smauga z „Hobbita”. Może obecność Benedicta go stresowała…

Sceny czarów bardzo wiarygodne, pięknie wyreżyserowane, choć w kilku miejscach było widać, że postacie są generowane komputerowo (charakterystyczne zwolnienie ruchów i „bezszkieletowość” sylwetki).

W scenariuszu kilka luk, nie powiem jakich, bo nie chcę spoilerować. Mało lekkiego humoru, tak specyficznego dla Avengersów czy Thora (Loki <3), ale kilka zabawnych scen i dialogów jest – sporo wnosi tu peleryna oreaz niewątpliwy talent komiczny jej nosiciela. Z dialogów pozostanie mi w pamięci rozmowa o znaczeniu śmierci dla tego, jak postrzegamy życie, oraz nacisk, z jakim jedna z postaci mówi o tym, że każdy flirt ze złem wczesniej czy później trzeba słono opłacić. „Rachunek przyjdzie, takie rzeczy zawsze mają swoje konsekwencje”. Jednak zasadniczo nawet na ekranie to pozostał komiks – bez szczególnej głębi znaczeń, za to z obłędną stroną plastyczną. Muzyka nie zostaje za bardzo w pamięci, to nie „Mad Max”.

Warta zainteresowania jest także scena po napisach oraz tzw. żarty dla wtajemnicznych (inside jokes). Podpowiem tylko, że istotne tu jest sledzenie napisów, szczególnie nazwisk aktorów grających główne postacie. Są też nawiązania do pozostałych filmów Marvela, ale to zostawiam inteligencji i spostrzegawczości PT czytaczy. I żadnego dubbingu – jak to już udowodniono, głos Cumberbatcha może grać i bez Cumberbatcha.

Warto pójść do kina – to będą dobrze spędzone niecałe dwie godziny. Odstresowanie i odmóżdżenie zapewnione, do tego na zdecydowanie przyzwoitym poziomie. Sama planuje to jeszcze zobaczyć, tak żeby sprawdzić, czy żadne smaczki mi nie umknęły.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s