„Historia Marii”, reż. Jean-Pierre Ameris

maria

Film głęboko chrześcijański, ale nie dlatego, że pokazuje realne siostry zakonne (ciepły obraz, ale bez lukru). Głębokość nasycenia wiarą sięga aż drugiego dna tego obrazu. Być może nadinterpretuję, ale widzę tam wiele nawiązań do inicjacji chrześcijańskiej.

Jednak po kolei. Film jest oparty na prawdziwej historii. Jest druga połowa XIX w., Francja. Mamy dwie bohaterki. Jedną z nich jest tytułowa Maria – kilkunastolenia głuchoniema i niewidoma do urodzenia. Jej rodzice są ubogimi wieśniakami i nie potrafią sobie z nią poradzić, więć próbują ją oddać do domu opieki dla głuchoniemych prowadzonego przez siostry. Jednak zaniedbania wychowawcze są tak duże, że siostry odmawiają jej przyjęcia – nie czują się zdolne do opieki nad nią i muszą brać pod uwagę także dobro pozostałych pensjonariuszek.

Jednak jedna z sióstr nie potrafi przestać myśleć o małej. Margarita jest siostrą drugiego chóru (od pracy fizycznej) w dodatku ciężko chorą, po objawach wydaje się, że na gruźlicę. Zdobywa jednak zgodę przełożnej na sprowadzenie Marie do zakładu i opiekę nad nią. Za cel stawia sobie to, że nauczy dziewczynkę języka migowego. Jednak najpierw trzeba ją przekonać do mycia się, czesania, noszenia ubrań, jedzenia nożem i widelcem, a nawet siedzenia przy stole.

I proces ten to walka, na szczęście kończy się ona sukcesem siostry. W ostatniej scenie widzimy Marie „mówiącą” czy raczej – „tańczącą” językiem migowym. Mówi m.in., że do ośrodka przyszła nowa dziewczynka, tak samo upośledzona, jak ona. „Wygląda, jakby na coś czekała. Wiem, na co – ona czeka na słowo”.

I tu otwiera się kolejna przestrzeń interpretacji filmu. Jest tam mnóstwo odwołań (w warstwie obrazowej) do przebiegu katechumenatu, chrztu, nawet spowiedzi. W końcu Margerita, ucząc Marie języka migowego, sprawiła, że głucha  – słyszy, ślepa – widzi, niema – ma przywróconą mowę. Chrystus jest tam wciąż obecny, ale w sposób nieoczywisty, czytelny tylko dla umiejących czytać znaki.

Filmowi nie twarzyszy szersza akcja promocyjna, więc ze mną w kinie studyjnym były tylko dwie osoby. Szkoda, bo i historia jest piękna, i pięknie opowiedziana. Dobre i pełne treści zdjęcia, fajna muzyka, świetne role zarówno sióstr, jak Marie. Do tego nieco cytatów z klasyki kina, np. z Bergmana.

Minus dotyczył jedynie kopii – otóż okazało się, że to wersja dla niewidzących. Tak, nie pomyliłam się! W tle prawie cały czas gadał lektor tłumaczący, co widzę na ekranie. Momentami seans przez to był śmieszny – kontrast między dramatyzmem obrazu a głosem [lekka emfaza, ale poza tym spokój grabarza] i treścią wypowiedzi powalał („Marie ucieka przez ogród. Goni ją dziesięć zakonnic”; „Margarita idzie przez łąkę dziarskim krokiem” etc.). Interpelacja do pani obsługującej sprzęt do wyświetlania przyniosła jedynie taki skutek, że zamiast wyłączyć polskiego lektora, wyłączyła napisy. W każdym razie było zabawnie.

I pomimo tych niesprzyjających okoliczności dźwiękowych film bardzo mi się podobał. Chętnie go jeszcze raz obejrzę. Bez lektora.

Dodaj komentarz