Od OP do NaPro, z protestem po drodze

Od kilku tygodni na portalu aleteia.pl publikuję teksty o naprotechnologii a tym samym wróciłam do tematu, którym zajmowałam się kilka lat temu. W ramach odświeżania starych kontaktów pojechałam na konferencję do Poznania. Kontaktów nie odświeżyłam, ale uzupełniłam wiedzę na temat napro i miałam okazję zobaczyć, jak medialne szczucie konkretnej osoby zamienia się w szczucie realne.

Dojeżdżałam tam z Wrocławia, gdzie miałam przyjemność spotkać się na OPenie z wrocławskimi studentami. Zaprosiło mnie DA Dominik i razem z o. Andrzejem Kuśmierskim OPowiadaliśmy o charyzmacie dominikańskim. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie 🙂

zdjęcia: Stanisław Żywica (pozdrawiam!)

Następnego dnia wsiadłam po 6.00 w pociąg i z lekkim opóźnieniem (specialite de la PKP) dotarłam do Poznania a potem do Urzędu Wojewódzkiego. Na salę weszłam, kiedy oragnizatr spotkania, prof. Janusz Gadzinowski, kończył zaczynanie sympozjum. Zaprosił do mikrofonu prof. Chazana, a ten zamiast zacząć, stanął tam w milczeniu. Po chwili jego dość dziwne zachowanie się wyjaśniło – w stronę podium ruszyły dwie dziewczyny ubrane na czarno. Jedna z nich stanęła z prostokątem czarnej tkaniny a druga z dużą emfazą zaczęła czytać tekst. Był to opis dziecka, którego narodziny stały się powodem do usunięcia profesora ze stanowiska dyrektora szpitala na Madalińskiego. Potem następowało oświadczenie krytykujące osobę i wartości prezentowane przez człowieka stojącego kilka metrów dalej oraz hasło, że mówiąca reprezentuje kobiety, które chcą być leczone medycznie a nie po watykańsku (gruba parafraza).

Po zakończeniu oświadczenia pani zaczęła klaskać, ale nikt nie poszedł za nią. Jeśli weźmie się pod uwagę, że na sali byli ludzie wyznający te same wartości, które przed chwilą skrytykowała, oraz pary, które dzięki leczeniu „po watykańsku” doczekały się dzieci, reakcja nie dziwi. Jedna z uczestniczek próbowała dyskutować z paniami w czerni, ale ostatecznie puściły one salę za delikatną (pisze to bez ironii i przesady) sugestią jednej z organizatorek. Zrobiły to dobrowolnie – ich rzeczy leżały na fotelach tuż za mną i niechcący usłyszałam ich rozmowę, z której wynikało, że same chcą wyjść.

Profesr Gadzinowski wyjaśnił, że spodziewali się tego nieprogramowego wystąpienia i doszli do wniosku, że trzeba na nie pozwolić. Profesor Chazan ze spokojem zacząl swój wykład, chociaż było po nim widać wyraźnie, ile ten spokój go kosztuje.

W medialnej papce jest stylizowany na czarnego luda, twarz radykalnych proliferów, którzy podobno chcą z niechęci do kobiet, by te rodziły potworki i umierały bez cesarki. W realu to wygląda właśnie tak: atakowanie przez niezgodę do dopuszczenia do głosu i zakrzykiwanie bez posłuchania, co dany człowiek ma do powiedzenia. Mówiąc wprost – agresja wymierzona w konkretnego człowieka, przed którą nie wiadomo tak naprawdę, jak się bronić. Profesor przyjąl to w milczeniu, podczas wykładu nawiązał do tej sytuacji tylko raz, mówiąc o czytającej oświadczenie: „moja przedmówczyni”. I było to powiedziane bez ironii.

A posłuchac było warto, nie tylko profesora, który mówił o profilaktyce płodności i skupił się na programie „Troska o płodność”. Pozostali mówcy, w większości także z tytułem profesora, mówili  równie ciekawie. Uderzyło mnie, na plus, to, że rozwój naprotechnologii w Polsce stymuluje rozwój także innych dziedzin medycyny. Ponieważ w praktyce diagnostycznej lekarzy napro pojawiają się trudne a przez to ciekawe przypadki, przekłada się to na współpracę z lekarzami o innych specjalnościach, których to popycha do szukania nowych terapii. Zmienia także, i to na lepsze, podejście ginekologów do niepłodności. Świetny był wykład dr. Pyry, wbrew brzmieniu nazwiska będącego z Lublina, radiologa, który mówił o swojej praktyce i tym, jak jego specjalizacja się unowocześniła, gdyż naprotechnolodzy potrzebowali nowych technik leczenia. Dzięki nim możliwe są o wiele precyzyjniejsze operacje, np. udrożniania jajowodów, i pacjentka przychodzi tylko na kilkudziesiecięciominutowy zabieg, nie musi leżeć w szpitalu.

Profesor Stanford z Wielkiej Brytanii mówił o projektach naukowych, dotyczących badania skuteczności terapii napro, które właśnie trwają – zapowiada się bardzo ciekawy artykuł naukowy, na mocnych podstawach metodologicznych. Na koniec dr Barczentewicz podał kilka przykładów leczenia ze swojej praktyki i to trzeba przyznać, że hardcorowych. Kobieta z (podobno) niedrożnymi jajowodami, która w wyniku leczenia m.in. dietą i lekami stymulującycmi owulację zaszła w ciążę (była planowana operacja udrożnienia, ale pozytywny test ciążowy pokrzyżował plany 😉 ), chociaż miała 39 lat a jej mąż – 52, wciska w fotel.

Podobała mi się atmosfera tego spotkania – merytoryczne dyskusje, spokojne przyjmowanie tego, że inny specjalista ma inne podejście i poglądy na daną terapię, traktowanie płodności jako pewnej tajemnicy, o której coś tam wiemy, ale jeszcze więcej – nie, skupienie na pacjencie a nie przypadku medycznym. Wreszcie pytania z sali, zadawane ewidentnie przez pacjentówe, a traktowane z taką samą powagą, jak te od lekarzy – miodzio.

Cieszę się, że tam byłam. Bardzo mi zależy na tym, żeby tę wiedzę upowszechnić; pokazać ludzi, którzy dzięki napro mają dzieci i jednocześnie odzyskali ogólne zdrowie (częsty skutek uboczny tej terapii 🙂 ). Mam nadzieję, że się uda…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s