Dzięki opracowanej niedawno metodzie brytyjscy archeologowie mogli na nowo przebadać pochodzące z czasów rzymskich szkielety dzieci. Cmentarze rzymskie na terenie Brytanii są ich pełne. Dotychczas uważano, że to dowód na szerokie stosowanie zabijania noworodków płci żeńskiej do regulowania liczebności rodzin, jednak badania wykazały, że po pierwsze, dzieci są obu płci, po drugie – wiele z nich urodziło się martwo.
Przy okazji tej informacji pojawiła się w prasie także wzmianka o tym, jak Rzymianie podchodzili do człowieczeństwa dzieci. Otóż człowiekiem nie było się z urodzenia, a nabywało się cech ludzkich w miarę wkraczania w kolejne fazy socjalizacji: nadanie imienia, rozpoczęcie przyjmowania pokarmów stałych, nauka mówienia, chodzenia etc.
To chrześcijaństwo zmieniło mentalność tak, że zaczęto definiować człowieka gatunkowo i cenić każde ludzkie życie. Tak, można teraz twierdzić, że my, chrześcijanie, my, wredni katolicy zmuszamy innych do przyjmowania naszej moralności.
Tylko co jest w niej złego? Co takiego strasznego jest w postrzeganiu jako cenne życia każdego człowieka, bez względu na jego stan zdrowia i etap rozwoju? W wielu krajach wrócono już do mentalności starożytnego Rzymu, mentalności, która doprowadziła imperium do rozpadu. I te kraje albo się nawrócą, albo historia sie powtórzy: przyjdą barbarzyńcy, zaorzą i posypią solą.
Nie ze względu na skalę zbrodni, która się tam dokonuje, ale ze względu na to, że wbrew wszystkim objawom ten świat jest zbudowany na miłosierdziu. I wszędzie, gdzie go brakuje, następuje rozkład i śmierć. Matka Teresa prorokowala, kiedy mówiła, że w świecie najbardziej brak miłości – bez niej bogactwo, władza, zaspokojenie pożądliwości prowadzą do pustki i śmierci. Są jako bogata szata Babilonu z Apokalipsy ukrywająca zgniliznę – miasta, które jest fałszywą wspólnotą, bo opartą na próżności, chciwości i lęku. Wystarczy odebrać chwałę, bogactwo i władzę, a nie zostaje nic. Tak naprawdę tam nie ma więzi – to nie ciało, tylko garść kamieni w worku.
Trzeba nam głosić miłosierdzie i być jego żywym obrazem, przede wszystkim jako wspólnota. Jeden Rzym w dziejach wystarczy.