Ambiwalentne uczucia to są wtedy, kiedy bardzo chce się dowiedzieć czegoś więcej i przeglądać dalej archiwalne pudło, ale kurz na nim skuteczne blokuje ci drogi oddechowe. Ale i tak jestem zadowolona. Udało mi się znaleźć kilka bardzo istotnych dokumentów dotyczących br. Gwali, m.in. urzędowe potwierdzenie zmiany nazwiska. Wygląda na to, że ten temat będzie jednak wymagał kontaktu z rodziną, bo różne źródła różnie datują tę zmianę a ustny przekaz daje różne wyjaśnienia.
Jednak dzisiejsza wizyta przebiegła pod znakiem farmaceutycznej ulotki – najmocniej mnie poruszyła. Świadczy ona o tym, że brat brał bardzo silne leki przeciwbólowe, zawierające opioidy. A to z kolei oznacza, że ten uśmiechnięty i ciepły bibliotekarz pod koniec życia bardzo cierpiał.
Na zdjęciach z obchodów jego dziewięćdziesiątych urodzin w 1998 r. tego zupełnie nie widać. Siedzi w fotelu, co prawda przygięty nawet w tej pozycji, ale nie ma miny obolałego spaniela. Sprawia wraczej wrażenie kogoś, kto docenia starania braci (bo i tort, i owoce, i kilka butelek wina a nawet mignęla mi w ręku któregoś z braci butelka Bailey’sa), jednocześnie zachowując dystans do chwilowej wielkości swojej osoby. A to wszystko zebrane razem pokazuje format człowieka. Wielki format, choć tak niepozorny.
Zostały po nim w archiwum tylko dwa pudła, z których jedno podobno nie zawiera nic na jego temat (ale i tak będę chciała zapuścić do niego moje piękne oczy). Do tego cienka teczka personalna i zapisy w schematyzmach [co roku publikowane broszury z listą klasztorów i braci], lakoniczne, czasem nawet bez określenia pełnionej funkcji. Niby nikt, a był moment, że spierały się o niego dwa klasztory, bo – jak to ujął przeor jednego z nich – nikt poza br. Gwalą nie posiada takich umiejętności (a ja podejrzewam, że też mało kto był tak pracowity). Ciekawa jestem, czy brat o tym sporze kiedykolwiek się dowiedział…
Ujęło mnie też to, że w każdym z trzech modlitewników jest obrazek św. Jacka. Mam podejrzenia, że to dowód sympatii br. Gwali do świętego. Nie tylko to nas łączy – z wywiadów dowiedziałam się, że brat prawdopodobnie miał uczulenie na kurz i cierpiał na zespół oskrzelowo-zatokowy, którego nabawił się, katalogując bibliotekę. Jak ja go dobrze w tym względzie rozumiem.
A tu świętowanie sześćdziesięciolecia ślubów wieczystych brata. Na zdrowie!
Szczęść Boże:)
Pomyślałem, że archiwum to w sumie błędny kierunek, żeby dowiedzieć się czegoś naprawdę ważnego br. Gwali:) On żyje przede wszystkim w pamięci i w sercach braci. Tam trzeba grzebać, póki czas. Wszystkiego dobrego.
tam też szukam 😉