Atmosfera piknikowa

Planty były dziś usiane kolorowymi grupkami, zajmującym strategiczne pozycje w cieniu. Z grupkami pielgrzymów mieszały się grupki bezdomnych. Obraz wieloznaczny, do mnie najbardziej dotarł sens doczesnej bezdomności chrześcijan, nieustannego bycia w drodze i to wśród tych po ludzku „zbyt” małych, by ich dostrzec.

20160730_115252

Myśl ta przyszła do mnie już wcześniej – kiedy zobaczyłam w prześlicznej kaplicy św. Róży z Limy u OP ludzi śpiących pokotem na nobliwej marmurowej posadzce oraz równie szlachetnych manierystycznych ławkach (dodajmy: pięknie zachowanych i pochodzących z epoki).

20160728_092112

Ciekawa rzecz, że miasto pomimo przewalających się przez nie tłumów, nie jest specjalnie zaśmiecone. Klasa pielgrzymi, po prostu.

Przez ostatni tydzień chodziłam na poranne msze i miasto o tej porze miało wielki urok (poranne Planty w stylistyce ogrodu angielskiego).

20160729_074736

Po pierwsze, było puste – dzięki zachętom prezydenta Majchrowskiego i panice podsycanej przez niektóre media. Jestem daleka od krytyki. Dzięki temu nie było korków a tłumy w MPK zaczęły się dopiero dzisiaj. A jak punktualnie jeździły autobusy!

Po drugie, Kraków stał się też najbardziej ekologicznym miastem naszej części Europy – mieszkańcy i goście poruszali jedynie się rowerami, pieszo lub MPK. Jednak da się…

Po trzecie, stał się też najbardziej bezpiecznym miastem. Przy takim stężeniu policji i reszty służb mundurowych podobno nikt się nie poważył na przestępstwa a nawet wykroczenia. Co więcej, z Rynku i okolic zniknęły ambrelki, czyli panie z parasolami zachęcające do skorzystania z usług agencji towarzyskich. Nie wiadomo, czy to był jakis układ z miastem, czy lęk przed zewangelizowaniem a tym samym utratą pracownic – w każdym razie na ten tydzień czerwone latarnie zgaszono. Przynajmniej te w centrum.

I w tych okolicznościach przyrody przewalały się potężne fale energii przyniesionej przez młodych. Jednym z powodów, dla których kocham mój Kościół, jest jego wielość form, jakie przybiera: od tradycjonalistów, których księża-opiekunowie dzielnie chodzili w sutannach pomimo upału, po grupy Odnowy i Neokatechumenatu, spontaniczne i otwarte. Kościół OP pękał w szwach, szczególnie na mszy konwenckiej. Ulotki o Frassatim wydane w sześciu językach rozeszły się jak gorące bułeczki, duża część ulotek o bazylice także.

Olbrzymią popularność zyskały wizerunki OP świętych, które Beczka przygotowała na Noc Świętych. Nie do końca mnie się podobają, szczególnie te przedstawiające świętych, których twarze znamy. Rozumiem potrzebę inkulturacji, ale do tego nie trzeba fałszować rzeczywistości, bo potem ktoś sobie wygugluje św. Dominika (jego twarz zrekonstruowano na podstawie czaszki) i nagle się okaże, że miał twarz bliższą rysami współczesnym Hiszpanom niż nadobnemu modelowi o słowiańskiej urodzie. I będzie rozczarowanie, że nie przystaje do wyobrażeń.

Pomijając tę odrobinę krytykanctwa z mojej strony, trzeba stwierdzić, że noc czuwania przyniosła owoce i to bogate. Za co chwała Panu.

Sklepik został prawie totalnie rozsprzedany, dużą popularnością cieszyły się śpiewniki i płyta z utworami znanymi z tutejszych liturgii, ale śpiewanymi po angielsku i hiszpańsku.

Otwarto też kaplice, poniżej nieco fotek z dwóch najpiękniejszych: św. Jacka i św. Róży z Limy (po kliknięciu na zdjęcie, włącza się tryb galerii i zdjecia się powiększają).

 

Frassati Cafe w ogrodach cieszyła się wielkim powodzeniem – za dobrowolna ofiarę można było tam wypić pyszną kawę, wodę, sok, posilić się nieco i pogadać, mając wokół zieleń a za plecami średniowieczne mury tudzież jaszczury z papier mache z wyłupiastymi oczami-żarówkami.

20160730_13074020160730_130922

Jak widać na pierwszym zdjęciu, bracia-barmani poruszali się w bardzo szybkim tempie, dla obiektywu nieuchwytnym 😉

To był czas łaski, zdecydowanie. Ja sama spędziłam go, siedząc w domu i redagując książkę o kryzysie liturgii po Vaticanum II. Impreza imprezą, ale trzeba też patrzeć przyszłościowo i bardziej detalicznie – od strony formacji. Młodzi świętowali swoją wiarę i młodość, a ja dłubałam w zdaniach i przypisach, żeby po imprezie mieli się czym karmić, tudzież z czym dyskutować, jeśli nie zgodzą się z autorem. I żeby to ich prowadziło do Pana.

Z chrześcijaństwem jest jak ze śpiewem liturgicznym: dominikanie mogą sobie pozwolic na liturgie, na których schola jest tworzona ad hoc mailem po znajomych, bo z tygodnia na tydzień, z niedzieli na niedzielę, z warsztatów na warsztaty kolejne pokolenia ludzi uczą się u nich śpiewu. I ta stała praktyka, nieustanne ćwiczenie, daje swobodę w chwilach, kiedy potrzebna jest improwizacja. Jak w dzisiejszym czytaniu w Jutrzni: „Bracia, jeszcze bardzej starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór. To bowiem czyniąc, nie upadniecie nigdy” (2 P 1,10) – najważniejsza jest codzienna wierność, która ostatecznie przekłada się na cnotę, czyli taki stan duszy, kiedy wybiera ona dobro odruchowo, bez zastanowienia, przekonana, że inaczej przecież wybrać nie można. Chrześcijaństwo jest sztuką pięknej codzienności, w której od czasu do czasu zakwita tak piękne święto jak ŚDM. Z której ono zakwita.

Cieszę się, że mogłam je zobaczyć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s