MC: poniedziałek XIII tygodnia

W nocy przyszła zła mgła i ukradła góry.20160627_133033

Jakby ktoś miał wątpliwości, to zdjęcie Rusinowej Polany. Z całego bogactwa jej panoramy zostały tylko detale.

20160627_133022

Nie można było liczyć nawet na ciepłego oscypka, bo w bacówce remont paleniska. Dobry moment, bo na polanie klientów brak, tylko przechodnie i ogólna wilgoć. Trudno było odróżnić moment, kiedy to była tylko mgła, kiedy zaczynało mżyć a kiedy padać. Może dlatego nie wpadłam w odpowiednim momencie na to, żeby założyć pelerynę a potem mi się już nie opłacało. Tylko to już było przy schodzeniu, blisko kwatery.

A wcześniej był cel zasadniczy, czyli Wiktorówki. Po cichu liczyłam, że pogoda odstraszy co mniej zdeterminowanych i nie będzie tłumów. I nie było, poza tłokiem przy ołtarzu i wycieczką dobrze wychowanej młodzieży męskiej (na moje oko duszpasterstwo salezjanów, był z nimi też ksiądz) oraz dwoma nazaretankami i siostrą jednej z nich. W malutkim prezbiterium było tłoczno, bo oprócz wspomnianego wyżej księdza-turysty, był jeszcze „jego” ministrant oraz pięciu OP, w tym brat student na dyżurze wakacyjnym. Psalm poszedł mu bardzo dobrze, werset allelujatyczny też. Świetne zaśpiewana linia melodyczna basu, na moje ucho. Jedyny problem, to było potem odnaleźć właściwą melodię powtórki alleluja. Na szczęście lud zgromadzony dzielnie go zagłuszył. Dzielnie i całkiem czysto.

Na Wiktorówkach ciąg dalszy remontów. Tym razem kaplica zyskała nowe piękne wypełnienia otworów. Tu drzwi do zakrystii (te do kaplicy są podobne, tylko dwuskrzydłowe)

20160627_123842

A tu okna – podobaja mi się szprosy, szczególnie górna część: niby górski szczyt, niby alfa. Nie mówiąc o tym, jak sympatyczna jest ich uchylność – dzięki niej o. Cyprian mógł bez większych szkód w asyście wpuścić odrobinę przeciągu podczas mszy.

20160627_124049

Jeszcze nie ma założonych ościeżnic, więc mogłam zobaczyć, co ściana kaplicy ma w środku – jak widać tradycja i unowocześnienia (pianka izlacyjna rzecz wygodna i użyteczna) świetnie się ze sobą dogadują.

20160627_123910

Lubię ściany z żywego drewna. Siedziałam dziś przytulona do nich w kątku i tak mi było ciepło i wygodnie. Patrzyłam na kwiaty przed ołtarzem świadczące, że w sobotę musiał tam być ślub, i na dwa słoneczniki w doniczkach stojące symetrycznie na nastawie ołtarzowej – jakoś tak domowo, jak u Mamy.

Na mszy było też młode małżeństwo z kilkumiesięcznym maluszkiem w nosidełku. Przy odczytywaniu intencji okazało się, że przyszli świętować pierwszą rocznicę ślubu –  już przychówkiem w postaci córeczki. Przespała całą mszę, dopiero pod koniec zaczęła nieco marudzić, ale nieszczególnie. Ślicznotka.

Bracia, korzystając z deszczu, myli sprężarką ławy, ale herbata też była, bez obsuwu. Był także Stefan, którego przyuważyłam najpierw podczas polowania – na szczęście ptaszęcię mu zwiało. Potem łasił się do każdej osoby pijącej herbatę, ze szczególnym uwzględnieniem spożywających kanapki. Prawie wyjadał im je z ręki, a na pewno próbował to robić. Zwierzę to musi byc opatrzone potężnym apetytem, bo nie sądzę, żeby OP go głodzili.

Najlepsze były debaty przedstawicieli wspomnianej wyżej młodzieży męskiej na temat tego, czy to kot, czy jednak, jak kilku z nich przypuszczało wcześniej, ryś. Stefan Ryś – to brzmi dumnie… i jak episkopalnie się kojarzy! Niestety, pędzelków na uszach brak, a u rysia to brak niewybaczalny, rzeknę nawet – całkowicie dyskredytujący. Chyba że ma zamiast nich piuskę (na głowie, nie na uszach).

A tak wygląda las w chmurach. Chwila, kiedy nie mżyło zbyt nachalnie.

20160627_132545

Odcinek szlaku między kaplicą a Polaną w coraz gorszym stnaie – halny połamał część balustrady. Mam nadzieję, że TPN to jak najszybciej naprawi, bo tamtędy często chodza ludze starsi, którzy przyjeżdżają do Wierchu Porońca, wchodzą prowadzącym stamtąd łagodnym podejściem a potem czyha na nich taka paskudna pułapka, paskudniejąca wydatnie w deszczu.

W nim schodziłam a po drodze natknęłam się na mijaną wcześniej parę w średnim wieku i razem zeszliśmy do wyjścia z parku. Duże ciężary niektórzy przynoszą na Wiktorówki: śmierć wnuczki, choroby dzieci, spory z sąsiadami. I to wszystko w jednym życiu jednej pary. Przedziwne jest to, jak silny potrafi być człowiek, jak wiele potrafi unieść i z jakich nieszczęść się podnieść. I jeszcze potem pójść dalej a to przyjąć, jako część swojego życia, tak po prostu.

Po drodze też spotkaliśmy o. Cypriana wiozącego na górę kolejne dwie osoby z OPświatka. Ależ tam teraz musi byc tłoczno… 🙂

Jutro ma byc jeszcze bardziej kiepsko pogodowo niż dziś. Nic to, dokończe Hadjadja.

 

2 myśli nt. „MC: poniedziałek XIII tygodnia

  1. kiedyś były stajnie, konie i powozy a na zimę sanie i trzeba było jechać na stację kolejową po gości żeby nie musieli łazić kawał drogi z bagażami pod górę taszcząc książki, które każdy ma ze sobą do czytania aby nie nudzić się gdy pada deszcz. obecność gór jest przytłaczająca, potężne, dumne smreki zaglądają przez okno a nieustający nawet w największe mrozy huk wody w potoku staje się irytujący, wszechobecny i nie można przed nim ukryć się chyba, że zmieni się pokój na inny, gdzie świdrująca w uszach cisza rozsadza głowę bardziej niż wycie silników na autostradzie…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s