Było sennie, szaro i leniwie. Tak leniwie, że o mały włos nie spóźniłam się na ostatnią mszę o 18.00. Dopiero późnym popołudniem zaczęło przebłyskiwac słońce, co oczywiście wykorzystałam do uwiecznienia szala na balkonie. Kawałek Nepalu nabyty w Gdańsku wylegujący się w słońcu na Podhalu. Wędrowniczek… (wszelkie skojarzenia z napojami wysoce wyskokowymi nieuprawnione).
Kawałek miotły w dolnym prawym rogu nie oznacza, że miał miejsce odlot. To jedynie objaw mojego lenistwa (nie chciało mi się kadrować zdjęcia na kompie).
Jak nie drzemałam, to czytałam kryminał Michała Wrońskiego „Officum Secretum. Pies Pański”. Niby zaczyna się trupem, ale akcja nabiera tempa dość późno. Co innego mnie wciągnęło – smaczki z światka dominikańsko-klerykalnego. I ogólnie spora liczba cytatów, które są rebusami dla czytelnika, o ile kojarzy kościelne klimaty.
Czas na kilka przykładów:
„Zakonnika [franciszkanina – EW] zupełnie nie wzruszał wózek za ćwierć bańki, ale słowo ‚dominikanin’ zmiął w ustach tak, jakby chciał powiedzieć ‚glizda'”.
„[Posiedzenie polskiej komórki Officum Secretum, sama śmietanka – EW] Nikt nie był przeciw, nikt się nie wstrzymał, nawet siwowłosy jezuita o fryzurze Einsteina, który odkąd wszedł, podejrzliwie popatrywał to na ekran, to na Glińskiego. Cóż, Towarzystwo Jezusowe i Zakon Braci Kaznodziejów nigdy za sobą nie przepadały” (proszę zwrócić na opis jezuity, mam wrażenie, że ktoś, kto mu odpowiada, publikuje nawet w dominikańskim periodyku i to dość często…)
„Gładko ogolona twarz lubelskiego metropolity wygląała naprawdę wiarygodnie: w jego pasterskiej troscy był i namysł, i nawet nuta bezradności. Dominikanin patrzył na arcybiskupa z szacunkiem, miał nadizeję, że to ułatwi rozmowę z tym nowoczesnym i stanowczym hierarchą, u którego ewangeliczna skromność z pewnością nie należała do głownych zalet” (o kim że to, ach, o kim?)
Jedna z głownych bohaterek nazywa się Agnieszka Nowak, co skojarzyło mi się z pewną damą z Instytutu Terto Millenio. Dobrze opisany jest KUL, w tym główny budynek, czemu towarzyszy przytoczenie dowcipu, który w Lublinie ma już taką brodę, że można by z niej utkać dywan do głównego holu w nowym budynku. Znam go dzięki uprzejmości PT Joanny Łastowskiej a tu wersja Wrońskiego:
„Przed wejściem do niej [dawnej stołówki KUL – EW] Prymas Tysiąclecia wciąż klęczał na pomniku przed Papieżem Polakiem, ten zaś obejmował go łagodnie i zachęcał do powstania. Słynny gest ze słynnego zdjęcia. I ze słynnego KUL-owskiego dowcipu: „Karolu, nie idź tam! Znowu mielone”.
A po chwili kolejna bomba:
„Dziś jako zakonnik gotów był na różne formy męczeństwa, byle – Boże, odpuść! – nie gastronomiczne”.
I ostatni soczysty fragmencik:
„Spojrzał na kanciastą butelkę. Wędrowiec na etykiecie groził laseczką. Lekarka kazała mu uważać na alkohol, więc uważał: nie wziął z półki byle czego”.
I tak upłynęło przedpołudnie, popołudnie i wieczór trzeciego dnia…
Nadwyrężone stawy przestały boleć, więc może jakaś ścieżka z Zakopanego? Pomyślę o tym jutro.
Wrrrrr….. (już Ty wiesz do którego akapitu ten komentarz) 😉
oj, wiem, wiem