W drugiej połowie XIX w. w wyniku tzw. reformy Meijii Japonia wyszła z dobrowolnej izolacji i otworzyła swoje podwoje dla ludzi z naszego kręgu kulturowego. Odmienność estetyki, etykiety i zwyczajów były szokujące dla obu stron. Byłam wczoraj na wystawie w Kamienicy Szołayskich, na której można obejrzeć zbiory Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego. Bardzo polecam całość wystawy (z radością odkryłam, że w niedzielę jest za darmo, a na całość składają się m.in. takie delikatesy jak cykle grafik Goi czy obrazy Wyczółkowskiego, Malczewskiego i Wyspiańskiego). Jest też oczywiście salka „japońska”, dla której zresztą głównie tam poszłam. Trafiłam na oprowadzanie z kurator wystawy – opowiadała m.in. także o tym, że w pierwszym odruchu Europejczycy odrzucili japońską estetykę, oczywiście po to, by nią się potem zachwycić. Pierwsza reakcja brzmiała jednak: „No nieee, oni przecież nawet perspektywy nie potrafią uchwycić!”.
Z podobnymi reakcjami spotkała się zresztą także pierwsza prezentacja grafiki japońskiej, jaką w Warszawie zorganizował Jasieński. „Rysuneczki na pudełka z herbatą! Banalne! Prymitywne!”. Zirytowany kolekcjoner na drzwiach Zachęty wywiesił kartkę „Nie dla bydła!”, a po zakończeniu wystawy zabrał zbiory do Krakowa. Dla uczczenia tego oburzenia na swojej tece z japońskimi grafikami umieścił cytowany napis – można zresztą tę tekę zobaczyć w jednej z szuflad w pokoiku japońskim w Szołayskich.
Oglądałam tam te pięknie wyeksponowane grafiki Hokusai czy Hiroshige i dumałam nad tym, jak z pokolenie na pokolenie zmienia się gust. Bo uwielbiam tę estetykę, szczególnie za dopieszczone detale i czułość, z jaką są potraktowane są przedstawiane modele. Te namalowane prostą, grubą kreską króliki, którym jednak ta kreska nie odbiera puszystości, cudny puchacz śpiący z dziobem schowanym pod skrzydło, zadziorna sikorka na gałązce tak delikatnej, że wydaje się kołysać. Jest tylko jedna tajemnica, jeśli chodzi o docenienie sztuki z tych Wysp: trzeba się zatrzymać.
Pobieżne przebiegnięcie wzrokiem naraża na utratę szansy na prawdziwą ucztę. Chociażby zimowy pejzażyk Hiroshige, na oko banalny: ot, zaspy i przykryte śniegiem sosny. Kiedy jednak popatrzy się na niego dłużej, można dostrzec malutkie postacie w słomianych kapeluszach, wspinające się mozolnie drogą. Nagle zmieniają się proporcje na rysunku, pojawia się w nim dynamika – zaczyna żyć.
W klasycznej kulturze Japonii podziwianie jest istotą conajmniej kilku świąt: wiosną podziwiane są kwitnące drzewa wiśni, jesienią – ostatni jesienny księżyc. To wydarzenia towarzyskie, gromadzące sporą liczbę osób, i ich istotą jest… podziwianie. Po naszemu pewnie byśmy powiedzieli: tracenie czasu na głupoty. Albo – też po naszemu – kontemplacja. Zatrzymanie i refleksja.
I warto podziękować pełnym szacunku ukłonem dalekowschodniej kulturze za tę piękną lekcję mówiącą, że banał często jest w oczach patrzącego, a nie w tym, co przedstawione. Banał, umiłowany syn Pośpiechu.
A skoro o Japonii mowa, to ostatnio przeczytałam książkę. A co, pochwalę się. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego reklamuje ją jako zbiór opowiadań jednej z najbardziej znanych pisarek japońskich epoki Meiji. Mowa o Higuchi Ichyio. Zmarła bardzo wcześnie, mając zaledwie 24 lata, ale zostawiła po sobie ponad dwadzieścia opowiadań, mnóstwo wierszy i całkiem spory dziennik.
Przeczytałam i jestem pod wrażeniem. Od razu zastrzegam: to nie jest książka do czytania jak ktoś ma doła, bo go dobije. Te opowiadania, podobnie jak bajki H.Ch. Andersena, w większości źle się kończą. Jednak pod względem pomysłów kompozycyjnych, sposobu narracji i opowiedzianych historii są warte tego, by do nich zajrzeć. Nie dziwię się, że najbardziej znane zostały zekranizowane przez sam Hollywood. Osobiście też jestem pod wrażeniem okładki – ujęła mnie od samego początku. Piękności:
Cenne jest też spore wprowadzenie pióra tłumaczki całości, Katarzyny Sonnenberg, ponieważ przybliża postać autorki a przez to ułatwia odbiór opowiadań. Te z kolei pozwalają zajrzeć w głąb japońskiej mentalności, zderzyć się z jej odmiennością a jednocześnie odkryć, jak jesteśmy do siebie podobni w naszym człowieczeństwie.