Wczorajsza zimność weszła mi w gardło i w obawie przed dalszymi aneksjami z jej strony spałam dziś długo, zwlekłam się późno i jedyna opcja, jaka mi została, to wizyta w termach w Bukowinie. Mocząc się w ciepłej wodzie i łaskawie zgadzając się na hydromasaż w bulgotniku, rozmyślałam nad rzeczami dwiema.
Pierwsza to fakt, że od początku pobytu mam wrażenie, że Tolkien, Tolkien, Tolkien everywhere. Pewnie to wpływ niedawno odświeżonej trylogii, ale ciągle coś mi się z jego prozą kojarzy. A to puszcza z entami, a to spotykane co chwila jarzębiny z zaginionymi żonami entów, a to poniższe kwiatki z pewnym opisem pod koniec „Władcy pierścieni”:
Samowi urodziła się pierworodna i chciał nadać jej elfickie imię. Poszedl po radę do Froda i ten zasugerował mu nazwę małych, białych kwiatków, przypominających niezpominajki. I tak córeczka zyskała miano Elanor. A ja widząc przy szlaku małe, białe kwiatki, ciągle o niej sobie przypominam.
A druga zajmująca mnie kwestia to była garść praktycznych porad dla chętnych na wyjazd w Tatry:
– polecam czerwiec i wrzesień, najlepiej przełom września i października – nie ma tłoku na szlakach a pogoda dobra. W czerwcu do tego cała zieloność i kwitnienie, za to jesienią kolory.
– największy wydatek to tak naprawdę transport: ceny busów zaczynają się od 2 zł i sięgają 6 zł. Ponieważ najczęściej trzeba tę cenę mnożyć przez 2, robi się dużo. Do tego wejście do TPNu kosztuje 5 zł, więc jeśli codziennie przekracza się jego granice, portfel chudnie (chociaż akurat park dofinansowuję z przyjemnością). Przy dłuższym pobycie można wykupić karnet i to jest fajne rozwiązanie.
– oscypki najlepiej kupować w bacówkach (moja ulubiona jest na Rusinowej, ale bardzo dobre mają też w Dolinie Chochołowskiej) – najsmaczniejsze i cenowo też przystępnie, do tego wspieramy bezpośrednio producenta.
Więcej rad nie pamiętam, za oczywistości serdecznie żałuję i przepraszam 🙂
Wisiałam sobie dziś na obrzeżu basenu z najcieplejszą wodą i koło mnie na kamieniach obrzeża przysiadła pszczoła. Bardzo blisko, widziałam jej „portki” na tylnych nóżkach, napełnione pyłkiem. Wylądowała tyłem do mnie, ale potem spojrzałyśmy sobie w oczy i popatrzyłyśmy chwilę. Lubię pszczoły, mam nadzieję, że ta robotnica to wyczuła. Ogrzała się chwilę w oparach, odpoczęła i poleciała ze swoim ładunkiem. Piękne stworzonko. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak jest ważne i potrzebne, także nam, nie tylko swojemu rojowi. Jakże dobrze rozumiem Beorna… (no nie, znowu Tolkien!).
Owszem, pszczoła jest mega ważna, skoro poświęca się jej uwagę każdego roku w Wigilię Paschalną! (A jak diakon zdolniacha, jak było w tym i poprzednim, to się nawet pięknie o pszczole śpiewa).
I jeszcze jedna oczywistość: w czerwcu są najlepsze dni, bo najdłuższe. 🙂
I jeszcze pamiątka z Rusinowej, której jeszcze nie jesteś świadoma: http://indmeantime.tumblr.com/post/121786244064/rekolekcje-powolaniowe-invitation
Zdjęcie ekstra 🙂 A co do Wigilii Paschalnej, to dziś zdecydowanie przydałyby mi się gumiaczki ;>
paschalne? 😀
byle szczelne 😉