MC10: nieróbstwo, Tolkien i pszczoła

Wczorajsza zimność weszła mi w gardło i w obawie przed dalszymi aneksjami z jej strony spałam dziś długo, zwlekłam się późno i jedyna opcja, jaka mi została, to wizyta w termach w Bukowinie. Mocząc się w ciepłej wodzie i łaskawie zgadzając się na hydromasaż w bulgotniku, rozmyślałam nad rzeczami dwiema.

Pierwsza to fakt, że od początku pobytu mam wrażenie, że Tolkien, Tolkien, Tolkien everywhere. Pewnie to wpływ niedawno odświeżonej trylogii, ale ciągle coś mi się z jego prozą kojarzy. A to puszcza z entami, a to spotykane co chwila jarzębiny z zaginionymi żonami entów, a to poniższe kwiatki z pewnym opisem pod koniec „Władcy pierścieni”:

20150617_104722

Samowi urodziła się pierworodna i chciał nadać jej elfickie imię. Poszedl po radę do Froda i ten zasugerował mu nazwę małych, białych kwiatków, przypominających niezpominajki. I tak córeczka zyskała miano Elanor. A ja widząc przy szlaku małe, białe kwiatki, ciągle o niej sobie przypominam.

A druga zajmująca mnie kwestia to była garść praktycznych porad dla chętnych na wyjazd w Tatry:

– polecam czerwiec i wrzesień, najlepiej przełom września i października – nie ma tłoku na szlakach a pogoda dobra. W czerwcu do tego cała zieloność i kwitnienie, za to jesienią kolory.

– największy wydatek to tak naprawdę transport: ceny busów zaczynają się od 2 zł i sięgają 6 zł. Ponieważ najczęściej trzeba tę cenę mnożyć przez 2, robi się dużo. Do tego wejście do TPNu kosztuje 5 zł, więc jeśli codziennie przekracza się jego granice, portfel chudnie (chociaż akurat park dofinansowuję z przyjemnością). Przy dłuższym pobycie można wykupić karnet i to jest fajne rozwiązanie.

– oscypki najlepiej kupować w bacówkach (moja ulubiona jest na Rusinowej, ale bardzo dobre mają też w Dolinie Chochołowskiej) – najsmaczniejsze i cenowo też przystępnie, do tego wspieramy bezpośrednio producenta.

Więcej rad nie pamiętam, za oczywistości serdecznie żałuję i przepraszam 🙂

Wisiałam sobie dziś na obrzeżu basenu z najcieplejszą wodą i koło mnie na kamieniach obrzeża przysiadła pszczoła. Bardzo blisko, widziałam jej „portki” na tylnych nóżkach, napełnione pyłkiem. Wylądowała tyłem do mnie, ale potem spojrzałyśmy sobie w oczy i popatrzyłyśmy chwilę. Lubię pszczoły, mam nadzieję, że ta robotnica to wyczuła. Ogrzała się chwilę w oparach, odpoczęła i poleciała ze swoim ładunkiem. Piękne stworzonko. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak jest ważne i potrzebne, także nam, nie tylko swojemu rojowi. Jakże dobrze rozumiem Beorna… (no nie, znowu Tolkien!).

4 myśli nt. „MC10: nieróbstwo, Tolkien i pszczoła

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s