MC6: Skowronek, Stefan i Rusinowa

Skowronek wykazała spory talent meteorologiczny, zapowiadając rewelacyjną pogodę – nie pomyliła się ani o jotę. Naszemu spacerowi, okraszonemu mniej lub bardziej poważnymi rozmowami o życiu, śmierci, znajomych i Ukrainie, towarzyszyło prawie bezchmurne niebo i wspaniale rzeźwiący powiew. Na Wiktorówki dotarłyśmy akurat w porze okołopołudniowego rozrabiania Stefana II, więc udało mi się go złapać w obiektyw. Na początku model nie chciał pozować:

IMG_1900

IMG_1902

Na szczęście pora rozrabiania nałożyła się z porą otwierania sklepiku przez o. Marka i tak pochwyciłam w jednym kadrze zamiast jednego dwóch celebrytów (reszta skryła się w głębiach klauzury, tudzież była wybyta, sądząc po braku jednej z terenówek):

IMG_1904

Rudzielec zdecydowanie ma charakterek – będzie kot co się patrzy, godny następca Stefana I Toprowca. Ma też piękne zielone oczyska.

A skoro o zielonym mowa – o. Marek ma na sobie bardzo fajny podkoszulek, który w przeróżnych odmianach kolorystycznych oraz zróżnicowane na damskie i męskie można nabyć na Wiktorówkach. Polecam waszej pamięci i portfelowi, gdybyście się tam wybierali.

Uraczyłyśmy się też słynną dominikańską herbatką, posłodzoną czymś niewątpliwie smacznym oraz smakowym. Próby wydobycia z o. Marka tajemnicy, czym o. Mateusz doprawia ten napój, spełzły na narodzinach nowej tatrzańskiej legendy, o tym jak to bracia przetrząsają kąty sanktuarium i jak znajdą coś w miarę słodkiego, dorzucają do herbatki. Na moje kubki smakowe przetrząsają raczej okoliczne ule i słodzą miodem, ale legenda zawszeć lepiej się sprzedaje.

Uraczone żołądkowo i intelektualnie, poszłyśmy napawać się oscypkami, widokami i pogodą na Polanie. A było czym…

IMG_1909

IMG_1911

IMG_1912

IMG_1913

Świeciło, ale jednocześnie chłodziło powiewem od gór. Spiekłyśmy się na radosne skwareczki ledwie po godzinie leżenia i gadania. A czasem tylko leżenia. Na Polanie tłumy, ale jak słusznie zauważył i wypraktykował Skowronek, da się od niego oddalić i znaleźć sobie kawałek trawy wygodny i zaciszny.

Zeszłyśmy na Dwunastkę. Odprawiał o. Marek, a my radośnie wprosiłyśmy się do czytania i psalmu (to Skowronek, jak na istotę śpiewającą przystało). Kaplica jest niewielka, więc i wspólnota na mszy nie była ogromna. Było tak domowo, jak na święto Matki Bożej przystało – w Jej domu, choć wysoko w górach. Cieszę się, że właśnie tam przyszło mi świętować święto Niepokalanego Serca Maryi.

Zasiadłyśmy potem z kolejnym kubkiem herbaty, rozdzielanej pod możnym patronatem:

IMG_1906

I z troską o porządek:

IMG_1905

Przytulnie. Ze świerków kapała żywica, szumiały coś po swojemu, gościnnie kołysząc siedzącymi na ich gałęziach ptakami. Idąc pod nimi szlakiem, miałam w głowie opisy entów, a dokładnie tego, jak odebrali ich Rohirrimowie po bitwie o Helmowy Jar: wielcy, potężni, ignorujący ludzi jako tymczasowych i małych. W tatrzańskiej puszczy jest daleki posmak tej potęgi, czuję się pod jej gałęziami mała i nieistotna. Krótkotrwała.

Cudowna lekcja pokory i godności.

Skworonek odleciał busem o 17.00. Odczuwała niejaką obawę przed podróżą, bo wczoraj jadąc busem do MC, wysłuchała opowieści kierowcy busa o innym kierowcy. Otóż pracownik jednej z firm przewozowych zajmujących się transportem na trasie Kraków-Zakopane próbował zgwałcić jedną z pasażerek. Zakopiański busiarz bez obciachu opowiadał, o kogo chodzi, łącznie z podaniem rysopisu i stanu cywilnego, tudzież liczebności rodziny. Nie ma to, jak małe społeczności…

Z tego, co wiem, dojechała bezpiecznie. Cieszę się, że jeszcze nie muszę wracać. Pogoda na jutro też zapowiada się piękna, połażę pewnie po dolinkach, może Ścieżka nad Reglami. Dobry czas.

3 myśli nt. „MC6: Skowronek, Stefan i Rusinowa

  1. JEJ. Prawie przeczytałam „uraczone żołądkową”… 😛 (No to chyba, jakby ją nam ten Stefan zaserwował…)
    A tu coś mam (dotrwaj do refrenu): https://www.youtube.com/watch?v=cGa3zFRqDn4

    A z tym usiłowaniem zgwałcenia, to się zastanawiam, ile w tym prawdy, a ile fantazji.
    Ostatecznie jechałam wygodniutkim autokarkiem z dobrą klimą, która mnie solidnie studziła po tym rusinowym byczeniu się. 🙂 A w KRK znów uderzyła mnie lepka masa syfiatego i dusznego powietrza. Nie ma, jak w domu… 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s