Skowronek wykazała spory talent meteorologiczny, zapowiadając rewelacyjną pogodę – nie pomyliła się ani o jotę. Naszemu spacerowi, okraszonemu mniej lub bardziej poważnymi rozmowami o życiu, śmierci, znajomych i Ukrainie, towarzyszyło prawie bezchmurne niebo i wspaniale rzeźwiący powiew. Na Wiktorówki dotarłyśmy akurat w porze okołopołudniowego rozrabiania Stefana II, więc udało mi się go złapać w obiektyw. Na początku model nie chciał pozować:
Na szczęście pora rozrabiania nałożyła się z porą otwierania sklepiku przez o. Marka i tak pochwyciłam w jednym kadrze zamiast jednego dwóch celebrytów (reszta skryła się w głębiach klauzury, tudzież była wybyta, sądząc po braku jednej z terenówek):
Rudzielec zdecydowanie ma charakterek – będzie kot co się patrzy, godny następca Stefana I Toprowca. Ma też piękne zielone oczyska.
A skoro o zielonym mowa – o. Marek ma na sobie bardzo fajny podkoszulek, który w przeróżnych odmianach kolorystycznych oraz zróżnicowane na damskie i męskie można nabyć na Wiktorówkach. Polecam waszej pamięci i portfelowi, gdybyście się tam wybierali.
Uraczyłyśmy się też słynną dominikańską herbatką, posłodzoną czymś niewątpliwie smacznym oraz smakowym. Próby wydobycia z o. Marka tajemnicy, czym o. Mateusz doprawia ten napój, spełzły na narodzinach nowej tatrzańskiej legendy, o tym jak to bracia przetrząsają kąty sanktuarium i jak znajdą coś w miarę słodkiego, dorzucają do herbatki. Na moje kubki smakowe przetrząsają raczej okoliczne ule i słodzą miodem, ale legenda zawszeć lepiej się sprzedaje.
Uraczone żołądkowo i intelektualnie, poszłyśmy napawać się oscypkami, widokami i pogodą na Polanie. A było czym…
Świeciło, ale jednocześnie chłodziło powiewem od gór. Spiekłyśmy się na radosne skwareczki ledwie po godzinie leżenia i gadania. A czasem tylko leżenia. Na Polanie tłumy, ale jak słusznie zauważył i wypraktykował Skowronek, da się od niego oddalić i znaleźć sobie kawałek trawy wygodny i zaciszny.
Zeszłyśmy na Dwunastkę. Odprawiał o. Marek, a my radośnie wprosiłyśmy się do czytania i psalmu (to Skowronek, jak na istotę śpiewającą przystało). Kaplica jest niewielka, więc i wspólnota na mszy nie była ogromna. Było tak domowo, jak na święto Matki Bożej przystało – w Jej domu, choć wysoko w górach. Cieszę się, że właśnie tam przyszło mi świętować święto Niepokalanego Serca Maryi.
Zasiadłyśmy potem z kolejnym kubkiem herbaty, rozdzielanej pod możnym patronatem:
I z troską o porządek:
Przytulnie. Ze świerków kapała żywica, szumiały coś po swojemu, gościnnie kołysząc siedzącymi na ich gałęziach ptakami. Idąc pod nimi szlakiem, miałam w głowie opisy entów, a dokładnie tego, jak odebrali ich Rohirrimowie po bitwie o Helmowy Jar: wielcy, potężni, ignorujący ludzi jako tymczasowych i małych. W tatrzańskiej puszczy jest daleki posmak tej potęgi, czuję się pod jej gałęziami mała i nieistotna. Krótkotrwała.
Cudowna lekcja pokory i godności.
Skworonek odleciał busem o 17.00. Odczuwała niejaką obawę przed podróżą, bo wczoraj jadąc busem do MC, wysłuchała opowieści kierowcy busa o innym kierowcy. Otóż pracownik jednej z firm przewozowych zajmujących się transportem na trasie Kraków-Zakopane próbował zgwałcić jedną z pasażerek. Zakopiański busiarz bez obciachu opowiadał, o kogo chodzi, łącznie z podaniem rysopisu i stanu cywilnego, tudzież liczebności rodziny. Nie ma to, jak małe społeczności…
Z tego, co wiem, dojechała bezpiecznie. Cieszę się, że jeszcze nie muszę wracać. Pogoda na jutro też zapowiada się piękna, połażę pewnie po dolinkach, może Ścieżka nad Reglami. Dobry czas.
JEJ. Prawie przeczytałam „uraczone żołądkową”… 😛 (No to chyba, jakby ją nam ten Stefan zaserwował…)
A tu coś mam (dotrwaj do refrenu): https://www.youtube.com/watch?v=cGa3zFRqDn4
A z tym usiłowaniem zgwałcenia, to się zastanawiam, ile w tym prawdy, a ile fantazji.
Ostatecznie jechałam wygodniutkim autokarkiem z dobrą klimą, która mnie solidnie studziła po tym rusinowym byczeniu się. 🙂 A w KRK znów uderzyła mnie lepka masa syfiatego i dusznego powietrza. Nie ma, jak w domu… 😉
No cóż, nie odpowiadam za twoją wyobraźnię 😉 Filmik obejrzę później.
Tu nie ma miejsca na wyobraźnię. Tu jest życie.