MC2: Rusinowa razy dwa

Gór nie da się opisać. Antoine de Saint Exupery w „Twierdzy” pisze, że góry są nie tylko tym, po czym chodzimy czy na co patrzymy, ale także naszym doswiadczeniem, a to jest nie do końca przekazywalne. Towarzyszyła mi ta myśl, kiedy szłam dziś wiosennymi szlakami, bo w Tatrach jest właśnie wiosna – kwitną bzy, łąki są zasypane mnóstwem drobnych kwiatów wszelkiego gatunku – ich bogactwo może przyprawić o zawrót głowy. Są delikatniejsze, smuklejsze lub wręcz przeciwnie – niższe krępe, mocno trzymające się gruntu, niż ich wyżynne i nizinne siostry, ale piękne są tak samo. Zachwyca też ich wola przetrwania – wystarczy odrobina gruntu na powierzchni skały, a już zagospodarowują go poziomki, niezapominajki i cale mnóstwo innych drobiazgów. Krzaczki poziomek też kwitną jak oszalałe, zazdroszczę tym, którzy będa po tych szlakach chodzić w sezonie ich owocowania.

Las pachnie żywicą i nagrzanym igliwiem. Zapach tej pierwszej jest tym intensywniejszy, że trwa wlaśnie usuwanie drzew zwalonych przez śniegi i wichury. Kawałki kory odarte z pni nich podczas ściągania ich w dól skutecznie spełniają rolę odświeżaczy leśnego powietrza.

Plan na dziś był klasyczny: Zazadnia-Wiktorówki-Rusinowa Polana-Gęsia Szyja- zejście do Brzezin. Już dochodząc na Wiktorówki, wiedziałam, że Gęsia Szyja jednak nie. Może za kilka dni, ale dziś nie. Trzeba się lepiej zaaklimatyzować.

Wyszłam wcześnie rano, szlak był więc pusty i słoneczny:

20150609_091048

20150609_091254

Na drugim zdjęciu niestety nie widać rzeczy najważniejszej, mianowicie dymu z komina – nieomylnego znaku, że dominikanie gotują wodę na herbatę dla turystów 🙂 Doczłapałam na górę i odmówiwszy w kaplicy różaniec, przysiadłam na ławeczce. Już poza kaplicą, za to na slońcu. Rebe wystawił z kuchni nos i jedną ze swych czarnych łap a na moje przywoływanie zareagował jedynie warkotem, który – jak podejrzewam – miał znaczyć „Spadaj, mam ważniejsze rzeczy do robienia”. Stefana II Małego nie udało mi się zobaczyć, jak się dowiedziałam od o. Kosacza, własnie odbywał przedpołudniową drzemkę. Stefan, nie o. Kosacz.

Czas na Wiktorówkach płynie inaczej. W tamtejszym ogródku dopiero kwitną żonkile:

20150609_093840

A na podwórku przykład na to, że „uczony w Pismie jest jak ojciec, który ze swego skarbca wyciąga rzeczy stare i nowe”. Z tym że, jak widać, starszej wersji ktoś ukradł czteronożny „silnik”:

20150609_093047

Zresztą nie wiem, czy go nie widziałam kilka kroków dalej ściągającego pnie.

Poza tym na Wiktorówkach nadal remont. Jego relikty przykryte zostały plandeką w kolorze Maryjnym, więc wszystko mieści się w decorum:

20150609_093853

A nieco wyżej, na Rusinowej Polanie dziś rano widać było tak:

20150609_095357

Po południu widok zmienił się diametralnie – ta mała, sympatyczna chmurka zamieniła się w chmury burzowe. Oj, działo się w Tatrach Wysokich, działo…

Zanim jednak się zaczęło tam dziać, uzupełniłam swój stan posiadania oscypków, i poszłam posmakowac nowego dla mnie szlaku – czarnego do Polany nad Wołoszynem. Zapowiadał się jako widokowy i rzeczwyiscie widoki w niego warte są zobaczenia:

20150609_102239

20150609_110603

I jeszcze kwiatuszki, które mnie zachwyciły a których nazwy nie znam:

20150609_104450

I jeszcze takie cudo – nie sądziłam, że ta paskuda może być taka piękna, jeśli chodzi o kolor (tak, tak, to tzw. bezdomny ślimak):

20150609_111015

Z Polany (która wygląda bardziej jak wiatrołom) zeszłam czerwonym szlakiem do Palenicy, po drodze zaliczając fragment ceprostrady do Morskiego Oka. Na szlaku pustki, minęłam się może z jedną osobą, z która uciełam sobie krótką pogawędkę. Nawet na drodze do Morskiego Oka nie było jakichś strasznych tłumów. Może przeczuwali burzę, która miała tam wkrótce poszaleć.

Tuż przed Palenicą przy trasie pasła się piękna, duża łania. Całkowicie ignorowała przechodzących ludzi. Chyba jesteśmy już dla niej elementem wystroju…

Busiki z Palenicy jeżdżą co godzinę, a taki, który podrzuciłby mnie najbliżej MC, miał jechać za dwie, więc po chwili odpoczynku podjęłam decyzję, że idę niebieskim szlakiem z powrotem na Rusinową i schodzę rano przemierzonym szlakiem do MC. To był błąd. WIELBŁĄD.

Co prawda wróciłam na kwaterę w czasie, który sobie wyznaczyłam, po drodze widziałam wielkiej piękności jaszczurkę i poznałam kolejny tatrzański szlak, jednak moje mięśnie powiedziały bolesne veto. Do tego od Rusinowej ścigały mnie macki burzy i dopadły, zlawszy nieco. Na szczęście nie boję się grzmotów a piorunami nie rzucało, jednak zrobiło się śliskawo i moje obolałe nogi musiały dodatkowo napinać mięśnie.

Jutro i pojutrze się byczę, jedyny szlak, jaki biorę pod uwagę, to Krupówki. O.

2 myśli nt. „MC2: Rusinowa razy dwa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s