Poszłam, zachęcona zachwytami dzieciatych znajomych na fejsie i pieknym zwiastunem.
O, tak… Zdecydowanie było warto.
Uczta dla oka – przepiękne rysunki, złożone, pełne wartych zauważenia detali, dopracowane plastycznie i bogate. Trzeba je obejrzec kilka razy, żeby zobaczyć wszystko a jednocześnie kiedy ogląda się to w ruchu, ma się wrażenie, jakby ta rzeczywistość zaklinała widza. Łagodnie, subtelnie.
Wspaniała, mądra historia. Nie znam mitologii celtyckiej, bo chyba do niej odwołuje się scenarzysta, jednak po obejrzeniu filmu zostało mi poczucie, że mity są nieśmiertelne. Zdekonstruowane bajki w wydaniu disneyopodobnym nie dorastają nawet do pięt tej opowieści. Najlepszym dowodem jest choćby to, że stadko dzieci (byłam na poranku, seans o 9.30) na początku pożerające z chrzęstem chrupki, pod koniec filmu scenicznym szeptem kibicowało bohaterom. A nie ma efektów specjalnych, 3D i innych takich. Zwykła, choć niezwykle piękna animacja.
Film pokazuje też na czym polega działanie mitu: są dwie warstwy opowieści, które siebie nawzajem komentują. Opowiadana w dzieciństwie przez mamę bajka okazuje się kluczem do współczesnej rzeczywistości. Dlatego ludzie tworzyli mity, legendy: żeby opowiedzieć w nich w sposób uniwersalny o regułach życia i przekazać sposoby na radzenie sobie w chwilach kryzysu. Oglądałam historię Bena i Szirszy, a gdzieś z tyłu dzwoniły mi analizy prof. Tolkiena i profesora Lewisa na temat mitów. ich roli i konstrukcji.
A skoro o chrześcijańskich mitofanach mowa – w bajce pojawia się wiara w Trójjedynego. Jest i kościół przy drodze, i kaplica, i święte obrazy w domu Babci (chociaż tutaj mogą się kojarzyć raczej negatywnie, ze względu na to, jaka jest Babcia na początku). Kościół i kaplica sa miejscami ratunku, odpoczynku. Świat mityczny i chrześcijański przeplatają się.
Baśń jest też oryginalna ze względu na to, co się dzieje z głownym negatywnym bohaterem a właściwie bohaterką. Dobre. Chrześcijańskie. Z Ewangelią koajrzy mi się także scena, w której Szirsza zaczyna śpiewać – przyroda i świat duchów potrzebują ratunku, który niesie pieśń dziewczyny. Wiem, że mam mózg zsocjalizowanny do chrześcijaństwa, ale czy nie przypomina to Magnificat?
Wreszcie muzyka: delikatna, nastrojowa, budząca głebokie echa. Piosenka Szirszy zostaje w uszach i głowie i nie mam ochoty się z nią rozstać. Jeszcze nie teraz. Zresztą sami posłuchajcie:
Siakieś wady? Szalejący tłumacz tytułów. Chyba nigdy nie zrozumiem, po co zmieniać dobry tytuł. Ech.
Ale to drobiażdżek. A, jeszcze jedno – weźcie ze sobą chusteczki higieniczne. Spłakałam się jak bóbr i były to dobre, oczyszczające łzy.