Dzień omylny

Na wotywę (a pisząc bardziej po ludzku: mszę wotywną o św. Dominiku) dotarłam bez większych przygód, ale najwyraźniej scenariusz dopiero się rozkręcał. Wszystko było pięknie przygotowane w kaplicy, rzuciłam okiem w lekcjonarz – dziś św. Scholastyki, wspaniałej siostry św. Benedykta, i chciałam polektorzyć – był już otwarty, więc przeleciałam wzrokiem stronę i poszłam usiąść. Potem kontrolny przelot wzrokiem nad lekcjonarzem wykonał też diakon.

Żadno z nas nie zauważyło, że był otwarty na środzie.

I tylko, czytając, zdziwiłam się, że to już drugi rozdział Rdz, chociaż powinien jeszcze byc pierwszy. Ano – powinien. Ale byłam oryginalna i w moim wykonaniu nie był. Na szczęście kantor zauważył pomyłkę i wrócił do wtorku.

Potem diakon radośnie wypił całą Krew Pańską i biedny lud wierny nie miał już co liczyć na komunię pod dwiema Postaciami. Ale żeby nie było, że to tylko ja i diakon – celebrans podczas litanii z rozpędu mało co nie obdarzył św. Dominika przydomkiem: „Małżeństwa pożądający”. Na szczęście zorientował się już po pierwszej sylabie, że tu chyba chodzi raczej o męczeństwo. Zresztą rzeczywistości jakby podobne. Czasami.

Potem okazało się, że tramwaje zmieniły trasy, bo na Królewskiej nastąpiła awaria. Na szczęście niewiele mi to szkodziło. Wsiadłam w 18 i po przejechaniu następnego przystaku tramwaj gwałtownie zahamował, zazgrzytał, zacharkotał i zgasł. Okazało się, że jakiś zbyt ambitny kierowca zajechał drogę naszemu tramkowi i jak powiedział pan motorniczy, utknęliśmy centralnie na przerywniku, co znaczyło, że nie da się ruszyć. Po tym stwierdzeniu padła dość rozpaczliwa prośba: „Popchną państwo? Tak z dziesięć centymetrów…”. Wysiedliśmy i tu miała miejsce mimowolna manifestacja społeczna, że gender w Polsce się zdecydowanie nie przyjął i raczej nie przyjmie (nie narzekam). Odruchowo wszystkie panie stanęły grzecznie na poboczu a panowie wzięli się za przepychanie tramwaju. Jeden, taki bardziej metro- niż lumberseksualny próbował się wywinąć, ale dwóch, obok których stanął, spojrzało na niego znacząco, po czym ze strony jednego z nich padło: „Ale może byśmy pomogli?”. Gender nie gender, metro nie metro, tramwaj nie tramwaj – musiał pchać z pozostałymi.

Panowie spisali się świetnie – tramwaj przesunął się po torach, wsiedliśmy, jeszcze chwila niepewności, trzasków i burczeń – ruszyliśmy. I w tym momencie zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze mię dziś czeka.

Dzień kiepski taki, bo nie tylko ja popełniam omyłki. Na mieście powinny zawisnąć banery: „Prosimy uprzejmie o ćwiczenie dziś poczucia humoru, bo poprawności rzeczywistości nie zapewniamy”.

6 myśli nt. „Dzień omylny

  1. no bo wiesz – jeżeli pchałaś kiedyś samochód, to powinnaś wiedzieć, jaka to cholerna satysfakcja, gdy przesuwa się wtedy do przodu! MAM SIŁĘ! A co dopiero tramwaj…

  2. A czy towa latająca (jak Holender?) kartka z intencjami na cały tydzień naprawdę wpadła pod naszą ławkę? Wyszłam ekspresem, bo miałam prośbę do celebansa. I byłam bardzo ciekawa dalszego ciągu poszukiwań. 🙂 s.aleksandra

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s