Jaki jerzyk jest, każdy wie. A latem to nawet widzi. Ich ostry głos słychać szczególnie wieczorami, kiedy polują na owady, budząc głęboką wdzięczność ludzkości nękanej przez komarzyce. Ptaszę to zajmuje się, oprócz pełnienia istotnej funkcji oczyszczania miasta z latającego krwiopijczego tałatajstwa, głównie lataniem. Dni zimne i mokre, kiedy jedzenie nie lata w powietrzu, jerzyki spędzają uczepione pazurkami jakiejś pionowej powierzchni. W zasadzie poza czasem, kiedy są młode i wysiadują młode, nie przebywają w gnieździe.
W locie jedzą, piją, śpią a nawet przedłużają gatunek.
Na ziemię spadają tylko wtedy, kiedy są osłabione lub chore, to sprawia, że bardzo rzadko można zobaczyć startującego z gruntu jerzyka. To sprawiło, że bardzo długo funkcjonowało przekonanie, że ptaki te nie potrafią same odbić się od ziemi i wzlecieć. Ich światem i życiem jest powietrze i lot – podobno potrafią w powietrzu osiągnąć prędkość nawet do 200 km/h!
Sporo musiał im sie przyglądać św. Franciszek Salezy, bo posłużył się tym brązowoszarym ptaszkiem jako obrazem współpracy duszy z łaską. W „Teotymie” tak go cnie wykorzystał.
Otóż dusza została stworzona do szybowania na podmuchach Ducha. Kiedy jednak zafascynuje się zbytnio tym, co ziemskie, może się zdarzyć, że ostatecznie spadnie na ziemię. I wtedy, jak jerzyk, jest bezradna. Jej skrzydła zamiast unosić ją w powietrzu, zamieniają się w kończyny do pełzania po ziemi, niszcząc przy tym swoje cenne lotki. Jaki jest więc przepis na poderwanie jej do góry?
Powiew łaski. Podmuch ten chwyta ją i unosi, pozwalając rozwinąć skrzydła i nimi uderzyć. I jest to piękne – odzyskać na nowo możliwość unoszenia się w powietrzu.
Jednak by przebywać w nim na stałe, trzeba machać skrzydłami. I to jest dla świętego obraz współpracy z łaską: poddać się Powiewowi, dołączyć pracę swoich skrzydeł, a im wyżej będziemy, z tym większą łatwością będziemy szybować w prądach Wiatru.
Zawsze lubiłam jerzyki, teraz potrafię to uzasadnić teologicznie 😉
Ja też je zawsze lubiłam, tylko długo nie wiedziałam, że to one konkretnie wydają moje ulubione dźwięki towarzyszące letnim wieczorom. Od dawna, kiedy je słyszę, kojarzą mi się z Tęsknotą za czymś więcej i bardziej. Teraz już wiem, dlaczego! 🙂
😉 Salezy był mistrzem, jeśli chodzi o świetne porównania, nieustannie się w tym utwierdzam.
🙂 heh, no ja nie miałam przyjemności go poznać, ale imponują mi mistrzowie słowa!
Dziękuję, znowu pięny tekst 🙂
proszę bardzo, dzięki za dobre słowo 😉