Kilka lat temu przeczytałam książkę Cheryl L. Reed pt. „Unveiled: The Hidden Lives of Nuns” (można przeczytać TUTAJ). Jest to zbiór reportaży z domów różnego rodzaju żeńskich zgromadzeń zakonnych w USA. Lektura interesująca, choć miejscami przerażająca. Od zakonów praktykujących nadal nocne biczowanie pokutne, po zgromadzenia organizujące nabożeństwa w stylu „późny New Age”, uznające „małżeństwa” homoseksualne i walczące o prawo do powszechnie dostępnej aborcji dla wszystkich kobiet.
Potwierdzenie prawdziwości części tych opisów znalazłam w zarzutach teologicznych, jakie postawiono LCWR:
1. Na spotkaniach ogólnokrajowych sióstr należących do LCWR siostry przedstawiały referaty zawierające poważne błędy teologiczne a nawet doktrynalne. Referatów tych nie tylko nie skrytykowano, ale poglądy w nich zawarte były przedstawiane w kolejnych latach, bez żadnej reakcji ze strony przełożonych. Tu jako przykład było przytoczone stwierdzenie s. Laurie Brink, że należy przekroczyć granice Kościoła a nawet Jezusa („moving beyond Church and even Jesus”). Wzywanie osób konsekrowanych do zerwania więzi z Jezusem jest de facto wzywaniem do zerwania z sensem tej formy życia. Nawet jeśli to nazwiemy otwartością na odmienność i pełnią tolerancji.
2. Odrzucenie katolickiej nauki dotyczącej rozumienia ludzkiej seksualności, a więc popieranie czynnego homoseksualizmu, aborcji, stosowania antykoncepcji i tak dalej.
3. Radykalny feminizm, wyrażający się między innymi w dopatrywaniu się w określeniach Osób Trójcy Św. (Ojciec, Syn, Duch) patriarchalnego przeżytku.
Zarzuty te postawiła Kongregacja Doktryny Wiary i dotyczy ich proces, który wciąż jeszcze trwa, więc zarzutów tych nie zdjęto ze zgromadzeń należących do LCWR.
Ukazał się za to inny dokument, mianowicie raport z wizytacji zakonów kontemplacyjno-czynnych, przeprowadzony przez Kongregację ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Wizytacja to objęła WSZYSTKIE zakony tego typu (a więc także te należące do CSMWR), spośród których wybrano 90, do których łacznie należy prawie połowa sióstr w USA.
I rzeczywiście jest on napisany w bardzo łagodnym tonie, przedstawiona w nim sytuacja nie jest dramatyczna, choć da się wyczytać między wierszami krytykę konkretnych zachowań i poglądów oraz trudną sytuację powołaniową. Jednocześnie w dokumencie zaznaczono, że przychodzące obecnie kandydatki poszukują wspólnot gwarantujacych im formację duchową oraz to, że będą rozpoznawalne jako osoby konsekrowane (można się domyślić, że chodzi o habit i określony styl życia). W punkcie 6. dokumentu duży nacisk położono na wezwanie do tego, by siostry troszczyły się o pozostawanie w jedności doktrynalnej z całym Kościołem, a szczególnie, by nie usuwano Chrystusa z centrum ich wiary i stworzenia. Wezwano je także do przygotowania programów formacyjnych, które zapewnią takie kształtowanie duchowości ich zgromadzeń.
W punkcie 12. jest też informacja, iż niektóre wspólnoty podeszły do wizytacji z dużą podejrzliwością i nie współpracowały w pełni z radą, która przeprowadzała to badanie. Oddaje to nieco klimat, w jakim je przeprowadzano.
Ton tego raportu nie dziwi, skoro wizytowane były także siostry ze zgromadzeń o bardziej, hm, klasycznym profilu duchowości i życia zakonnego – w końcu mówi o wszystkich. Pojawia się w nim krytyka, choć bardzo zawoalowana i dyskretna i żeby ją dostrzec, trzeba nieco znać sytuację w tamtym środowisku. Ponadto wizytacja tej kongregacji nie zajmowała się poglądami teologicznymi sióstr, a jedynie tym, jak żyją swoim charyzmatem, jak sobie radzą jako wspólnoty np. z wzrastającą wciąż średnią wieku i związanymi z tym problemami, duszpasterstwem powołań czy co prezentują pod względem propozycji formacyjnych.
Kryzys jest. Przeziera także spoza aksamitnych sformułowań wspomnianego raportu. Jedne zgromadzenia radzą sobie lepiej, inne gorzej, jeszcze inne się poddały (mowa tu o tych, które ze względu na średnią wieku sióstr nie prowadzą już duszpasterstwa powołań, bo prawdopodobieństwo, że ktoś przyjdzie i zostanie, jest prawie zerowe). Jednak teologia i głoszenie sprzeczne z nauczaniem Kościoła, to inna kongregacja i inny dokument.
Którego jeszcze nie ma.
Ale jak już się pojawi…
Pani Elżbieto, widzę Pani zainteresowanie życiem zakonnym sióstr i kolejne teksty na te tematy… Niestety powielają one pewne stereotypy i baardzo uproszczone opinie… czy Pani podejmując ów temat rozmawiała choć z kilkoma siostrami z opisywanych zgromadzeń?.. czy (nawet jako kobieta) próbowała zrozumieć co owe „kobiety konsekrowane” mówią o takim opisie ich życia?… czy nie zastanowiła Pani wyraźna różnica między ostatnim raportem a poprzednimi? Dodam, że tym poprzednim postawiono wiele konkretnych zarzutów i wytknięto sporo błędów… Proszę mi wierzyć, aby rzetelnie opisać świat osób poświęcających całe swe życie Bogu, Kościołowi i bliźnim nie wystarczy lektura raportów, statystyk czy reportaży.. z pozdrowieniami o. Stanisław
Drogi ojcze, moje teksty nie miały na celu wyczerpującego opisu życia kobiet konsekrowanych w USA (tak na marginesie zastanawiam się, czemu zapisałeś tę nazwę, ojcze, w cudzysłowie – przecież one są konsekrowane rzeczywiście, nie w przenośni), dlatego zalinkowałam zbiór reportaży Cheryl Reed. Teksty te przedstawiają szkic, na tle którego przedstawiam ostatnie raporty. I obraz z nich wyłania się właśnie taki, jak opisany.
Nie znam zbyt dobrze stereotypów dotyczących sióstr w USA, jeśli więc w moim jakieś są, proszę o ich wskazanie.
Pewne rzeczy są faktami, nie stereotypami – np. popieranie kapłaństwa kobiet czy przynależność niektórych sióstr do ruchów proaborcyjnych. Dla mnie szczególnie to drugie jest całkowitym zaprzeczeniem nauczaniu Ewangelii.
Pani Elżbieto, zabrałem głos bo znam kilka sióstr z owego zbioru tak negatywnie opisanego.. szereg ich spotykałem też w swej pracy, zwłaszcza na terenach misyjnych Kościoła… i podziwiałem je za odwagę ewangelicznej służby na (jak to teraz mówimy) peryferiach świata..
a że niektóre z nich zbłądziły to jest błąd i grzech konkretnych ludzi.. a to zdarza się nawet w Kościele krakowskim (by nie szukać zbyt daleko) i to nie tylko u ludzi z domów zakonnych…
Rozumiem 🙂