Dawno, dawno temu, jeszcze w ubiegłym wieku a niewiele przed II Soborem Watykańskim, w USA powstała rada przełożonych żeńskich zgromadzeń czynnych. Miało to miejsce w 1956 r. a powołał ją do życia Pius XII. Na fali przemian w Kościele, rewolucji lat sześćdziesiątych i ogólnego przekonania, że oto ruszana jest z posad bryła świata także i ta rada zaczęła zmieniać oblicze oraz, w 1971 r., definitywnie zmieniła nazwę z „The Conference of Major Superiors of Women” (Konferencja Głównych Przełożonych Żeńskich) na „The Leadership Conference of Women Religious” (Przywódcza Konferecja Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych – LCWR). Przez zmianę nazwy chciano podkreślić równość wszystkich sióstr, zaś w zakonach przełożone miały zostać zastąpione przez liderki, przez co akcent miał być polożony nie tyle na sprawowanie przez nie władzy, co bycie przewodniczką na drodze duchowej i wspólnotowej.
W zgromadzeniach coraz częściej zaczęto rezygnować z noszenia habitów, siostry zaczęły się angażować w działania społeczno-polityczne, takie jak manifestacje pacyfistyczne, ruchy feministyczne czy pro-aborcyjne, często porzucając dotychczasowe posługi, wypływające z charyzmatów zgromadzeń.
But there were some who resisted… że zacytuję intro „Władcy Pierścieni”. Były to zakony, które nie chciały rezygnować z tradycyjnego przeżywania i realizowania swojego charyzmatu. I nie mam tu na myśli zakonów tradycjonalistycznych, bo zgromadzenia te przyjęły reformy soboru. Nie chciały jednak rezygnować z habitów, praktyk pokutnych, przestrzeganych w nich od początku praktyk ascetycznych i modlitewnych. Nie akceptowały też kierunku zmian, w jakim szła formacja i teologia w większości zgromadzeń należących do LCWR. W gronie „oporniczek” znalazły się także nowozałożone zakony, jak Misjonarki Miłosierdzia bł. Matki Teresy z Kalkuty. Na początku lat osiemdziesiątych XX w. wystąpiły one z prośbą do Watykanu, by udzielił im zgody na utworzenie osobnej rady, w 1992 r. otrzymały ją i zrezygnowały z udziału w LCWR i tak powstała „The Council of Major Superiors of Women Religious” (Rada Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych – CMSWR). Ostatecznie została ona zatwierdzona przez Stolicę Apostolską w 1995 r.
Tym samym w tej chwili w USA mamy dwa ciała zrzeszające osoby odpowiedzialne za czynno-kontemplacyjne zakony żeńskie: LCWR, do którego należy 80% sióstr, i CMSWR, zrzeszające pozostałe 20%. Takie spojrzenie na statystykę sprawia, że wydaje się, że zestawiam Goliata z Dawidem.
Jednak kiedy spojrzymy pod innym kątem, Dawid, jak to Dawid, okazuje się być zdecydowanie bardziej żywotny.
Do LCWR należy ok. 170 zgromadzeń, w których jest nieco ponad 41 tys. sióstr, co daje średnio (wiem, statystycznie człowiek z psem ma trzy nogi, ale chodzi mi tu o pewien obraz a nie precyzję) ok. 247 sióstr na zakon. Średnia wieku w tych zgromadzeniach wynosi 75 lat a większość wstępujących kobiet ma 40 lat i więcej. Dodajmy, że ogólna liczba sióstr z roku na rok maleje, podobnie jak liczba powołań.
Do CMSWR należy ponad 16o zgromadzeń, w których jest nieco ponad 10 tys. sióstr, co daje średnio ponad 60 sióstr na zgromadzenie. Jeśli chodzi o powołania, to 3/4 wstępujących ma mniej niż 40 lat, średnia wieku wynosi ok. 60 lat, znacznie więcej kobiet wybiera zgromadzenia należące do tej rady i liczba sióstr w tych zakonach powoli wzrasta.
Ponieważ w Stolicy Apostolskiej mają te same dane, więc zapewne z tego powodu odwlekano wizytację i zmiany w amerykańskich zakonach czynnych – liczono, że czas i biologia zrobią swoje. Jednak część sióstr w LCWR, częściowo też w dość rozpaczliwym poszukiwaniu powołań, odeszło w tak nieciekawe rejony praktyk religijnych i nauczania, że ingerencja okazała się konieczna. I wbrew pozorom oraz danym w mediach głównego nurtu, wydany w grudniu dokument Kongregacji Instytutów Życia Konsekrowanego i Apostolskiego wcale nie oczyścił sióstr z najpoważniejszych zarzutów.
Ale praktykom, nauczaniu oraz zarzutom przyjrzę się w następnej notce.