Zarówno jeśli chodzi o okoliczności przyrody, jak i święto, jak i sposób jego spędzenia. Co prawda nieco przesadziłam z kadzidłem (nauczka na przyszły rok, żeby nie palić takiej ilości na raz a w ogóle to kupować mniejszą paczuszkę), ale to drobiazg. Poza tym było słonecznie, mroźnie a na koniec kołędowo.
Ostatnio w mediach było sporo doniesień, że Polacy coraz częściej chorują na depresję. Kiedy spacerowałam z kijkami po parku, irytując psy i pracując nad kondycją, przemknęło mi przez głowę, że tegoroczny okres Bożego Narodzenia, z punktu widzenia pracodwaców przypominający dobry ser szwajcarski, był jednak ludziom potrzebny. Nie wiem, czy to słońce, czy mrozik, czy czyste powietrze, czy wszystko razem posypane wczorajszym śniegiem, ale mijani ludzie byli w większości rozlużnieni, uśmiechali się i ogólnie atmosfera była piknikowa. Nawet pewnien pan ćwiczył żonglerkę kulkami…
A wieczorem o 18.00 był w dominikańskim kapitularzu koncert kolęd chóru Lege Artis a potem kolędowanie zbiorcze, radosno-głośno-ośrodkowe. Chór jest niewątpliwie zespołem o dużych możliwościach i śpiewają świetnie. Nie każdemu musiały się podobać aranżacje, szczególnie że jestesmy przyzwyczajeni do klasyki w wersji klasyka, ale były ciekawe i dobrze się ich słuchało. W każdym razie, jeśli będziecie mieli możliwość posłuchania ich, to skorzystajcie.
Potem śpiewaliśmy na kilkadziesiąt gardeł kolędy i pastorałki, całość prowadził br. Wojtek. Pastorałki to prawdziwa kopalnia zabawnych tekstów a jeśli do tego doda się bezstresowe śpiewanie, bo na chwałę Panu i dla własnej przyjemności jedynie, to czego można chcieć więcej? Śpiewaliśmy prawie 2 godziny, pod koniec zaczęłam się zastanawiać, czy mieszkający nad kapitularzem przeor jest u siebie, a jeśli tak, to jak znosi nasz donośny wokal. Przy okazji śpiewania można było się też objadać ciastami, ciasteczkami i opijać kawą i herbatą, soki jakieś nawet się przyplątały.
Dobrze spędzony dzień. Jutro postaram się wrzucić też efekt mojej dzisiejszej lektury, mianowicie recenzję książki Leszka Kołakowskiego „Jezus ośmieszony”. Dała mi sporo do myślenia.
A teraz spać, bo jutro juz normalny dzień pracy. Wraca rutyna.
Aż żal kończyć tak piękny dzień
Oj, co prawda to prawda… Ale następne dni też mają szansę być piękne, więc w drogę! 🙂