Ten [prawie] demoniczny Tolkien

Dziś wieczorem wybieram się na premierę „Hobbita”, trzeciej części filmu. Od kilku dni naprzeciw Galerii Krakowskiej wisi gigantyczny baner z reklamą filmu a na półce u mnie od kilku miesięcy leży książka Josepha Pearce’a „Chrześcijańskie przesłanie ‚Hobbita'”. Więc jakoś tak w sposób naturalny w mojej głowie ten niziołek nieustannie się pojawia, szczególnie, że w w sieci także mnożą się teksty na temat tej książki, jej autora i źródeł inspiracji, z jakich czerpał.

Z jednej strony profesor Tolkien (dalej zwany Profesorem) jest w Polsce postrzegany jako autor książki niosącej ze sobą zagrożenie duchowe. Już jako anegdota krąży w okołokościółkowym światku historia o pewnym kleryku. Był to fascynat Tolkiena i Lewisa, który po rekolekcjach z egzorcystą z triumfalną miną wkroczył do pokoju ojca duchownego seminarium, trzymając pod pachą „Władcę Pierścieni” i resztę posiadanego przez siebie dorobku literackiego wymienionych autorów. Wkroczył i oświadczył: „Idę to spalić. Bo to niesie zagrożenie duchowe”.

Na szczęście ojciec duchowny był człowiekiem trzeźwym, wierzącym i stałym czytelnikiem tytułów, które miały trafić na stos, a właściwie do pieca, i  ocalił zarówno książki, jak światopogląd podopiecznego. Ale ile osób nie ma szczęście trafić na kogoś, kto je powstrzyma?

Główny zarzut, stawiany beletrystyce Profesora, dotyczy magii. Otóż słowo to pojawia się zarówno u JRRT, jak i CSL i niewyrobionego czytelnika ma zachęcać do eksperymentowania z tym zakresie. Często też czytelnicy wyżej wymienionych autorów sięgają potem po inne książki z półki oznaczonej jako fantasy/s-f i niekórzy z nich pod wpływem lektury powyższych zaczynają się zajmować rzeczami, które mogą prowadzić do duchowego uwikłania.

Jedno i drugie jest prawdą. Z tym że na moje niewprawne i zaślepione podziwem dla obu autorów oko wina jest nie w towarze, a w odbiorcy.

I w tym utwierdziła mnie wspomniana książka Pearca (oraz zdrowy rozsądek, ale to może pominę w ramach ćwiczenia się w pokorze). Autor dokonuje relektury, czyli, na nasze, czyta i komentuje „Hobbita” z punktu widzenia ascetyki chrześcijańskiej z niewielkim dodatkiem teologii. W wyniku tego zabiegu odsłania obecne w książce chrześcijańskie, co więcej – katolickie elementy. Ich obecność nie powinna dziwić, gdyż Profesor był katolikiem i to gorliwym. Gdyby żył współcześnie, byłby zapewne ortodoksyjnym, „betonowym” tradsem, głęboko przywiązanym do Kościoła i Tradycji.

Dla Pearce’a jest to opowieść o przemianie duchowej głównego bohatera z dobrotliwego sybaryty, skupionego na siedmiu posiłkach dziennie i jakości fajkowego ziela, w heroicznego żołnierza i mediatora, przebiegłego jak wąż i łagodnego jak gołąb (krakusów uprasza się o odrzucenie negatywnych skojarzeń). Chociaż może nawet nie przemiania a wydobyciu spod pulchnej, pławiącej się w wygodach powierzchowności także tego drugiego oblicza. Autor pokazuje też jak Profesor wykorzystał obecne w chrześcijańskiej kulturze archetypy: Smok jako uosobienie zła, smocza choroba, którą jest pycha i chciwość, jej objawy, jakimi jest zakamieniałe, twarde serce, i to, w jaki sposób to schorzenie atakuje człowieka.

Warto zajrzeć między okładki tego dziełka, żeby się przekonać, że nie taki Tolkien demoniczny, jak go malują. Wystarczy spojrzeć na niego z perspektywy, w jakiej jego dzieła były tworzone: owszem, jest tam wiele z mitologii nordyckiej i celtyckiej, ale tym, co służyło Profesorowi za szkielet konstrukcyjny i intepretacyjny tworzonej rzeczywistości, pozostaje chrześcijaństwo. Jeśli czytelnik spojrzy w ten sam sposób, „Władca Pierścieni” i reszta opowieści z Ardy staje się lekturą umacniającą wiarę w Chrystusa, pozwalającą lepiej zrozumieć Ewangelie a nawet katolickie sakramenty. Trzeba też pamiętać, że te książki nie są Biblią – nie ma sensu wierzyć w nie jak w objawienie. To przypowieść – długa, złożona, czerpiąca z kultur germańskich, ale przypowieść. Uczy przez analogię, nie dosłowne odczytanie.

Mam nadzieję z takim podejściem nałożyć dziś okulary w IMAXie i cieszyć się oglądaniem ekranizacji bitwy pięciu armii. I już się cieszę na zwycięstwo dobra i prawdy (srebrne łyżeczki jakoś odżałuję – kto czytał, ten zrozumie 🙂 )

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s