„Igrzyska śmierci: Kosogłos I”, reż. F. Lawrence

kosogłos 1

Miałam chwilę, z którą nie miałam co zrobić, chwila była dłuższa a byłam w pobliżu kina, więc stwierdziłam, że zrealizuję chęć obejrzenia Katniss Everdeen. Nabyłam więc bilet na „Igrzyska śmierci” i to były bardzo dobrze wydane [nieco ponad dwie] dyszki.

Film nie ma porażającego budżetu, choć z pewnością nie jest on nędzny. Ostatnia część „Igrzysk…” została podzielona na dwie części, co z pewnością jest zagraniem finansowym, ale nie mam nic przeciwko czekaniu jeszcze rok na zakończenie serii.

Podobnie jak w poprzednich częściach, reżyser złożył momentami realia na ołtarzu estetyki – w końcu na ekranie lepiej wygląda rozwiany damski włos tudzież ekscentryczna damska fryzura połączona z tatuażem niż wojskowe hełmy, które w tamtej sytuacji były bardziej odpowiednie. I jeszcze kilka takich perełek. Wybaczam. Bezwzględnie.

Pewnie spory wpływ na moją uległość ma fakt, że podziemne miasto Dystryktu 13 w kilku ujęciach przypomina mi jeden z moich ulubionych filmów Machulskiego, mianowicie „Seksmisję”. Serio, serio. Nie podejrzewam amerykańskich filmowców o nawiązywanie do polskiej kinematografii, ale szyb w kształcie walca i jeszcze kilka detali przypominają jako żywo odwiedzanie najstarszej starowinki lub pokój samców. Oświetelnie znacznie mroczniejsze, brak też amfiteatralnego pomieszczenia, przenaczonego na obrady wspólnoty, ale klimat równie, hm, podziemny i totalitarny.

I do tego wszystkiego prezydentem tego państewka jest oczywiście kobieta (świetna Julianne Moore, zresztą w tym filmie nie ma chyba kiepsko zagranych postaci). Mówi wciąż o demokracji, z rozmów można wywnioskować, że panujący tam ustrój przypomina starożytną Spartę, czyli wojskową powiedzmy, że demokrację, jednak kiedy zobaczyłam w jednej ze scen klaszczący z pasją tłum identycznych ludzików w szarych kombinezonach, przed oczami stanęły mi fabryczne wiece za nieboszczki komuny. I to w tych najciemniejszych, stalinowskich czasach. Dystrykt 13 przypomina bardziej Koreę Północną, z jej wykreowanym wrogiem, wojskowym drylem i przekonaniem o nieustannym zagrożeniu, niż demokrację. Wszyscy tak samo ubrani, funkcjonujący jak trybiki w maszynie, dostosowujący się bezwzględnie do procedur. Niby to ma sens pod względem socjologicznym, ale i tak czuć totalitaryzmem na kilometr.

Tak na marginesie – ciekawe, że od kilku lat mamy wysyp filmów o postapokaliptycznym świecie, nie zawsze jest tam obecny tak ostry kontrast między zblazowanym światem władców i świetnie zorganizowanym, choć ubogim światem opozycji, ale jest takich filmów sporo. I tak się zastanawiam, czy to jest jakaś intuicja dotycząca przyszłości zachodniej cywilizacji, czy raczej dalekie efekty marksistowskiego ukąszenia elit intelektualnych latach rewolucji obyczajowej.

Wracając do głównego wątku: dobrym zagraniem było zestawienie grafitowej szarości i oszczędnych kolorów, a chwilami zdjęć na tle dzikiej natury świata „tych dobrych” ze schyłkową, przeestetyzowaną i nowobogacką rzeczywistością „tych złych”. Zresztą film pod względem plastycznym bardzo mi się podobał.

Do tego ma także świetną ścieżkę dźwiękową, począwszy od melodii-leitmotivu, która jest gwizdaniem kosogłosa. Ciekawe, czy można ją gdzieś nabyć? Reżyser stosuje tez umiejętnie język filmowy. Na przykład świetnie jest rozegrana ostatnie sekwencja scen w filmie: owacja tłumu oklaskującego udaną akcję, a przed oczami oglądającego twarz Katniss odbijająca się w szybie pomieszczenia, w którym widać cenę, za którą zdobyto to zwycięstwo. Widać, jakie są realne koszta politycznego sukcesu społeczności w życiu jednostek wessanych w polityczną rozgrywkę. Zostaje w pamięci i nakłania do myślenia.

Bardzo dobrze zostały zagrane role drugoplanowe, także z tego względu, że są świetnie skonstruowane, zwłaszcza specjalistka od PR pracująca przy Katniss. Słusznie w jednej z recenzji na filmwebie napisano, że w tej roli łatwo byłoby przeszarżować. Elisabeth Banks jest egzotycznym ptakiem, ale nie dziobie po oczach. Z mojej strony wielki ukłon, dla niej samej chętnie obejrzałabym ten film jeszcze raz.

Nieco rozbawił mnie plakat – Katniss dorobiono prawie męskie ramiona (w końcu ma być superhero!) i zwężono biodra. Jakby jej kobiecość miała zniechęcać do obejrzenia jej w kinie. Ech, nie ma to jak stereotypy.

Jeśli lubicie kino science fiction, to polecam. Film niebanalny, zostawiający z pytaniami i jednocześnie spektakularny, z dobrze rozegranym napięciem i budzący żywe emocje. Kusi mnie, żeby jeszcze raz go objerzeć.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s