Coś mnie się zdaje, że Bóg jest zwolennikiem zasady: „Repetitio est mater studiorum”, zresztą pewnie dlatego, że ja tępawa czasem jestem w słuchaniu. Dziś Pan powiedział raz, ale dwa razy słyszałam, ale może od początku.
Na początku jest rewelacyjna intuicja Paolo Giustinianiego EC z jego „Traktatu o pokorze”. Widzi tę cnotę w formie drabiny. Osobiście widziałbym ją jako drabinkę sznurową, bo jej pionowe elementy stanowi nasze ciało i dusza, ale błogosławiony reformator kamedułów woli porządne, drewniane drabiny. Takie, co je trzeba na czymś postawić a górą o coś oprzeć. Tak więc górą drabina pokory według niego opiera się o Boga. Interpretuje ten fakt następująco:
To nie Pan opiera się na nas, żeby znaleźć wsparcie dla siebie: on jest stabilny na wieczność. On bowiem oddaje się nam i opiera się o nas, żeby dać nam wsparcie. Dzięki temu, gdy nasza małość wznosi się do niego, a nasza słabość i nasza natura, niestała zarówno pod względem duszy, jak i ciała, znajduje w Nim wsparcie, wówczas możemy dotrzeć do Niego, wspinając się przy pomocy świętych cnót, i możemy znaleźć w Nim oparcie, trwając dzięki Jego silnemu wsparciu w rozpoczętych wcześniej dobrych dziełach.
Bóg, który stoi za moimi plecami i pozwala mi się o siebie oprzeć, choć wygląda to raczej, jakby opierał się na mnie. Czy to nie jest prawda o Eucharystii? O każdym naszym dobrym uczynku? Z zewnątrz wydaje się, że to z nas jest ta siła, a tak naprawdę po prostu mamy plecy…
I jako komentarz fragment z dzisiejszego I czytania (List do Efezjan 6,10):
W końcu, bracia, bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi.
Mafia, po prostu mafia… 😉