Widzowie, nawet niezbyt namiętni, serialu „Archiwum X” z pewnością znają jej twarz i wykreowaną przez nią postać seksownej pani detektyw. W „Tramwaju zwanym pożądaniem”, który miałam okazję dziś wieczorem obejrzeć, grała główną rolę – mowa, rzecz jasna, o Gillian Anderson. I moge to juz oficjalnie stwierdzić – świetna aktorka. Wykreowała tak sugestywną postać kobiety pogrążającej się w autodestrukcji i dążącej do samozniszczenia jak mucha do lepu, że trudno się otrząsnąć z tego obrazu. Zresztą z całego spektaklu trudno.
Ale może od początku. Kino Kijów, obecnie zwane Kijów.Centrum, wprowadziło poza transmisjami na żywo oper z Metropolitan Opera, także transmisje z teatru i też na żywo. Jest to teatr londyński – Young Vic – i jeśli reszta spektakli jest na tym poziomie, co dzisiejszy, to chcę zobaczyć więcej!
I będzie więcej, jak o tym można przeczytac na plakacie poniżej:
Ale wróćmy do „Tramwaju…”. Współczesny powrót mody z lat 50-tych sprawił, że kostiumy nie definiują czasu, w jakim rozgrywa się sztuka. To może być dzisiejszy Nowy Orlean, może być ten z połowy XX w. Za to na pewno jest to południe USA, bo wszyscy mówią z charakterystycznym tamtejszym akcentem. A Blanche (główna postać) mówi do tego jeszcze wysoko, ostro, głos ala styropianem po szkle – jakby się słyszało Vivien Leigh w roli Scarlett O’Hara’y.
Z aktorów tylko Ben Foster (Kowalski) nie pasuje za bardzo do roli. Stara się chłopisko, jak może, ale przy tak inteligentnej i sympatycznej twarzy nawet lata spędzone na siłowni nie zrobią z niego krzyżówki młotka z buhajem. Sorki.
Dialogi są podawane naturalnie, aktorzy grają jakby nie grali, ale jakby widzowie weszli na chwilę do jednej z dzielnic robotniczych Nowego Orleanu i podglądali życie w jednym z mieszkań. Scena jest ruchoma (obraca się wokół własnej osi) i umieszczona w centrum sali, ławki dla widzów są ustawione amfiteatralnie wokół. Scena to mieszkanie pozbawione ścian, także wewnętrznych, co podkreśla ciasnotę mieszkania i jednocześnie czyni z niego klatkę. Nie, nie pomyliłam się – podkreśla ciasnotę, bo sprawia, że nie ma miejsca na intymność, wszyscy widza wszystko, siedzą sobie de facto na głowach.
I wreszcie pytania, które wyświetliły się w mojej głowie pod wpływem spektaklu. Może najpierw zadziwienie tym, jak jedna osoba potrafi skutecznie zaburzyć życie całej rodziny, nawet nie własnej. I pytanie o to, jak to możliwe? Może tak, że nikt nikogo tam nie słucha, chodzi tylko o zaspokojenie własnych egoizmów, do czego czasem potrzebuje się też drugiego człowieka? Że nie można liczyć na niczyje wsparcie?
Poruszająca jest scena zabrania Blanche do psychiatryka. I tu kolejne pytanie: jak się zachować wobec człowieka chorego psychicznie? Gdzie i jakie postawić granice? Szczególnie, że widać, jak panna DuBois pogrąża się coraz bardziej w swoich kłamstwach, a im bardziej to robi, tym mniej jest zdolna do konfrontacji z rzeczywistością. Aż ta w końcu wdziera się w jej życie i dokonuje ostatecznego zniszczenia resztek jej psychicznej siły. Czy ten proces dało się powstrzymać?
To spektakl bardziej o szaleństwie niż trójkącie damsko-męskim. Głęboko porusza.
Nie wiedziałam, że takie rzeczy dzieją się w Krakowie to znaczy teatr z Londynu na ekranie.
Mam pytanie czy przepowiadanie przyszłości jest chrześcijańskie. O.Pio – jak czytałam – powiedział spowiadającemu się u niego Karolowi Wojtyle, że zajmie w przyszłości najwyższe stanowisko w Kościele hierarchiczny. Nie wiem czy to prawda, bo teraz można wymyślać różne rzeczy, ale taką treść czytałam. Albo np. powiedział komuś, że urodzi mu się nie chłopiec a dziewczynka. Czy taki charyzmat jak przepowiedzenie lub przewidzenie przeszłości istnieje?
No owszem w internecie mogę przeczytać o o.Pio, ale w internecie można i nie tylko można pisać wszystko.
Czym innym jest dar od Ducha Świętego, o którym czytamy też np. w Dziejach Apostolskich, gdzie Duch objawia, że w Judei będzie głód, a czym innym dar jasnowidzenia, który może pochodzić od złego ducha (też w Dziejach niewolnica z duchem wieszczym). Trzeba rozeznawać.
No właśnie w pewnych tekstach używa się słowa „jasnowidzenie”:
http://www.kapucyni.ofm.pl/archiwum/jasnowi.htm
I to powinno być teologicznie sprecyzowane w tekstach. Bo ktoś może odnieść wrażenie, że „jasnowidztwo” albo nawet „wróżbiarstwo” jest z punktu widzenia chrześcijaństwa ok. A nie jest. Nie bardzo mi się też podobał na deonie.pl materiał o rozeznawaniu. Wyszła z tego kpina. I to niesmaczna. No chyba, że ja tak reaguję: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1620,jak-rozeznac-wole-boza-10-sposobow.html
Mnie się ten materiał nie podobał.
Chodziło o przewidzenie przyszłości rzecz jasna. Źle się wyraziłam w jednym zdaniu we wcześniejszym komentarzu.
Generalnie charyzmat prorokowania nie jest przewidywaniem przyszłości, ale niesieniem pociechy drugiemu człowiekowi. Jednak o. Pio nie pocieszał a mówił, że coś się może wydarzyć. On czytał w ludzkich sercach. To zresztą rzadki charyzmat. Potrafił także przewidzieć wydarzenia przyszłe. Tylko te artykuły – na które kiedyś zerknęłam, poza jednym – nie są pisane przez teologów. Więc każdy może napisać wszystko i umieścić w sieci.
Tu jest normalnie przedstawione rozeznawanie woli Bożej: http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-222.htm
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-223.htm
Jeśli chodzi o materiał z deonu to atrakcyjność przekazu nie może być jednocześnie kpiną. Bo to zaciemnia obraz.
Nie widziałam „tramwaju zwanego pożądaniem”, ale usłyszałam, że będzie w autobusie… zwanym, być może, 169, albo jakimś okolicznym 😉
pozdrawiam!
😀