Nazywano ich artystami, w odróżnieniu od jurystów, którzy zajmowali drugie skrzydło budynku. Artyści, bo studiowali quadrivium z tzw. artes liberales, czyli sztuk wyzwolonych, do których zaliczono także medycynę (zasadniczy skład quadrivium to geometria, arytmetyka, astronomia, muzyka).
Artyści od medycyny potrzebowali do swojego kształcenia uczestnictwa w sekcjach zwłok i z tego względu na bolońskiej Alma Mater stworzono „Theatrum Anatomicum”, czyli Teatr Anatomiczny. Po padewskim drugi na świecie. Określenie „teatr” wzięło się od ustawienia ław dokoła podwyższenia ze stołem do sekcji w sposób podobny do widowni teatralnej. Kto był kiedyś w Tatrze Stu, wie, o czym mówię, a kto nie był, już tłumaczę: scena jest w dole a dokoła niej mamy ławy ustawione jedna stopień wyżej od poprzedniej. Sekcji dokonywano jedynie od października do marca i jedynie w godzinnach porannych oraz tylko wtedy, kiedy udało się zdobyć zwłoki: pozbawionych rodziny i bliskich biedaków ze szpitala lub skazańca. Pora zajęć była oczywiście związana z potrzebą powstrzymania rozkładu „preparatu”.
Tak wygląda wejście do tego przybytku, jak widać wnętrze jest wyłożone boazerią, jedyny kamienny element jest na następnym zdjęciu:
A oto i wspomniany element: marmurowy blat stołu do sekcji (współczesna wersja, oryginalny jest w muzeum uniwersyteckim), na tym zdjęciu można tez zobaczyć układ ław:
Nad tym stołem górowały dwa, przeciwległe a bardzo istotne miejsca. Pierwsze z nich to katedra profesora, poniżej zbliżenie:
Tu właśnie mamy Dwóch Oskórowanych w roli gigantów podtrzymujących baldachim. Zachwycająca jest precyzja, z jaką przedstawiony został układ ich mięśni, szczegolnie, że nie stoją prosto, więc trzeba było oddać także zmiany w układzie mięśni i stawów w ruchu.
A na baldachimie mamy Piękną Panią z usługującym jej amorkiem. Ale, Drodzy Czytacze, to nei jest banalny amorek. Po pierwsze zamiast pierzastych skrzydeł ma motyle, czyli jest symbolem ulotności i kruchości doczesnego życia, po drugie swej pani ofiaruje nie nadobny kfiatuszek a porządną kość. Chyba udową zwędził i nawet pokazuje skąd. A tu zbliżonko na delikwenta:
Skromnie odziana pani jest alegorią Medycyny.
Na suficie nad stołem sekcyjnym polatuje Apollo – opiekun medyków z ramienia mitologii:
A jak odwrócimy się plecami do katedry, to zobaczymy dwie kolejne ciekawostki. Otóż wokół całej sali w niszach przedstawione są postaci ważnych badaczy z dziedziny medycyny, m.in. słynnego Galena, którego „Anatomia” była podstawowym podręcznikiem medycyny od II w. do czasów Oświecenia. I wśród tych, jakże dostojnych postaci, mamy także pana w stroju renesansowym, z prawą ręką w kieszeni a w lewej trzymającego… nos. Całkiem kształtny:
Specjalnie go uwieczniłam, gdyż jest pan, który zasłynął ze specjalizacji w medycynie plastycznej (dzięki rozwojowi której moja obecna buźka jedynie minimalnie różni się od tej przed wypadkiem – cześć mu i chwała!). Nie zapamiętałam niestety jego imienia i nazwiska, ale wiem, że zajmował się głównie odtwarzaniem nosów (a ze względu na bijatyki oraz popularnośc syfilisu była to część ciała, którą wiele osób traciło). Dorobił się na tym fortuny i stąd zapewne ta ręka w kieszeni. Podejście biznesowe i naukowe w jednym.
A drugi interesujący element to ten:
Nad tymi trzema tarczami herbowymi znajdują drzwiczki a w czasach renesansu za owymi drzwiczkami znajdował sie inkwizytor i sprawdzał, czy sekcja przebiega zgodnie z obostrzeniami nałożonymi przez Kościół na tego typu procedury. Uwaga: czy przebiega zgodnie a nie czy w ogóle przebiega. To tak w temacie sprzeciwu Kościoła wobec przeprowadzania sekcji zwłok.
Swoją droga współczuję panu – nie ma to jak zapach świeżych zwłok o poranku, szczególnie jak się nie jest medykiem…
Interesujące miejsce, wart dać 3 euro, żeby jest zobaczyć. Reszta wartych obejrzenia rzeczy z tego zakresu (np. bardzo dokładne modele woskowe ludzkiego ciała z końca średniowiecza i renesansu, łącznie z modelami organów wewnętrznych) jest w muzeum uniwersyteckim. Argument za tym, żeby jeszcze wrócić do tego miasta.
Elu, depczemy sobie po piętach 🙂 Boloński teatr anatomiczny wywarł na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że smaczku w opowiadaniu o lekarzu rekonstruującym nosy może dodać fakt, że czynił to przy pomocy płata pobieranego z ramienia delikwenta, który do ukończenia procesu chodził z ręką doszytą do twarzy. A lekarz ów to Gaspare Tagliacozzi.
O, dzięki za uzupełnienie! 🙂 A twój wpis o zwiedzaniu Bolonii piękny i o wiele bardziej esencjonalny niż mój. Ekstra.
„Syfilis z Wenery”… :>
A do Bolonii z ochotą i koniecznie, tylko już w jakiś słoneczny dzień. Najlepiej niejeden ;)!
oj, tak! 🙂