Deszcz pada z nieba, deszcz podnosi się z ulic. Razem z kroplami padają płatki kwitnących drzew, których zapach intensywnieje w wilgotnym powietrzu. Wszystko, co mogło zagłuszać ich miodowy aromat, spłynęło do ścieku z pierwszą falą deszczu. Teraz została czysta nuta serca – wyrazista i mocna. Śliwy, magnolie, wierzby. I zapach pieczonego chleba z mijanych piekarni – matowy, ciepły.
A w głowie oprócz różańca rozważania nad naturą wiosennego deszczu. Jego łagodnością, miękkością, przyjemnością, jaką niesie, kiedy się nim przemoknie. Spłukuje znużenie, chociaż po treningu jestem przemoczona i zmęczona. Ale było pięknie. Deszczyście i wonnie. Lekko.