Para, wbrew temu, co może się wydawać na pierwszy rzut oka, bynajmniej nie homonormatywna. Po prostu Akwila to łaciński przekład imienia – przydomku Neser, czyli Orzeł. Jak już jesteśmy przy przekładach – Priscilla z kolei to „szlachetna”.
Paweł spotyka tę parę w Koryncie, zaraz na początku swojej działalności w tym mieście (por. Dz 18,1-3), a spotykają się z powodu Chrystusa, ale historia jest bardziej zawikłana, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Otóż Akwila pochodzi z Pontu i jak można wnosić z łacińskiej formy jego imienia, z rodziny silnie zlatynizowanej, zresztą podobnie jak jego żona (jej imię też jest łacińskie, nie hebrajskie). Mimo to oboje nie są obywatelami rzymskimi, co różni ich od Pawła (nota bene też pochodzącego z żydowskiej rodziny będącej pod dużym wpływem kultury greckiej – ślady uczęszczania przez Pawła do gimnasionu znajdujemy nieustannie w formie jego głoszenia). Mieszkali w Rzymie, a w Koryncie znaleźli się, ponieważ akurat wtedy cesarz Klaudiusz wygnał Żydów z Wiecznego Miasta. A czemu to zrobił? Tak o tym pisze starożytny plotkarz i znawca celebryckiego życia ówczesnej stolycy, Swetoniusz: „[Klaudiusz] Żydów wypędził z Rzymu za to, że bezustannie wichrzyli, podżegani przez jakiego Chrestosa”. „Chrestos” to Chrystus, jak się zapewne domyślacie, a Żydzi nie byli podżegani przez Niego osobiście, ale z pewnością miały miejsce jakieś zatargi doktrynalne, i nie tylko, między gminami żydowskimi a chrześcijańskimi. Wystarczy zajrzeć w Dzieje, żeby zobaczyć, jak mogło się to rozgrywać.
W każdym razie cesarz się zdenerwował, w doktrynę nie wnikał, tylko wszystkich wypędził. Co mu tam będą bruździli i spokój zakłócali.
I tak z powodu Chrystusa Akwila i Priscilla znaleźli się w Koryncie, a wkrótce z powodu tej samej Osoby znalazł się tam Paweł. Nie wiemy, czy to on ich nawrócił, czy wierzyli już w momencie, kiedy opuszczali Rzym. Wiemy za to, że oboje przylgnęli do Apostoła całym sercem. Wiele ich łączyło: wychowanie na pograniczu kultur, mimo to pozostanie przy wierze ojców, wspólny zawód i wynikająca z niego wspólna praca zarobkowa w Koryncie (wyrabiali namioty). Połączyła ich także wiara w Chrystusa i to do tego stopnia, że małżonkowie stali się apostołami, tak jak Paweł.
Ale najpierw wraz z nim opuścili Korynt, kiedy zaostrzyły się sprzeciwy gminy żydowskiej w stosunku do Pawła. Popłynęli razem z nim do Syrii, a dokładnie do Efezu i tam pozostali, gdy Paweł udał się na trzecią wyprawę misyjną. Pozdrowienia od nich znajdziemy w zakończeniu 1 Listu do Koryntian, co wskazuje na to, gdzie ten list został napisany. Z czasem okazało się, że nie na darmo tam osiedli – wkrótce w tym portowym mieście pojawił się Apollos Aleksandryjczyk, też Żyd, gruntownie wykształcony, znający chrzest Janowy i na tej podstawie przepowiadający nadejście Mesjasza. Głosił ten chrzest w synagodze, gdzie usłyszeli go Priscilla (ciekawe, że tutaj ona pojawia się jako pierwsza w Łukaszowym opisie) i Akwila, zgarnęli go do swojego domu i tam opowiedzieli o Jezusie z Nazaretu. Apollos z radością przyjął tę nowinę i przeszedł, otrzymawszy listy polecające od gminy chrześcijańskiej, do Achai i tam wspierał Kościoły swoją apologetyką.
Dla mnie Priscilla i Akwila są pierwszymi tercjarzami w dziejach Kościoła. Jakoś tak pięknie mi się wpisują w to, czym dla zakonów żebraczych były i są świeckie fraternie: wsparcie finansowe, współpraca, tożsamość w doświadczeniu i gorliwości apostolskiej, ale jednocześnie zgoda na bycie przywiązanym bardziej do wymiaru materialnego, by w tym wymiarze wspierać tych, którzy głoszą. Idą za Pawłem, dopóki to możliwe i dobre, a potem osiadają, tworząc dom, w który pozostanie z pewnością dla Pawła otwarty. Są gotowi do obrony i głoszenia Chrystusa, jednak uznają fakt, że tylko Paweł może nałożyć ręce – dziś powiedzielibyśmy: bierzmować – tych, których Apollos ochrzcił jedynie chrztem Janowym. Jest coś głęboko symbolicznego w tym, że zajmują się wyrobem namiotów – w końcu Słowo wcielając się – eskenosen: rozbiło namiot wśród nas. Jakby przygotowywali przestrzeń, w którą Ono może wejść, zapełnić je sobą. I ta trudna, ale płodna podwójność kulturowa: umiejętność bycia w dwóch przestrzeniach naraz, jednak z klarowną świadomością, która z tych przestrzeni jest ważniejsza, aż po przyjęcie z jej powodu prześladowania.
Zobaczyłam tytuł posta i pomyślało mi się: „Scylla i Charybda”… 😉
hehehe, skojarzenia to przeklenstwo 😉