Taki Antoni Pustelnik na przykład: usłyszał słowo, które go poruszyło, sprzedał wszystkie dobra i poszedł w świat, czyli na pustynię. Zasadniczo w takich rejonach ludzi nie ma, a jedynie bywają. Mimo to, nie wiadomo jakimi kanałami, rozeszła się wieść o jego trybie życia i świętości. Do jego pustelni zaczęli ściągać ludzie. Więc uciekł. Ale tam, gdzie uciekł, też zaczęli ściągać.
A jak było z pierwszą wspólnotą chrześcijan w Jerozolimie? Rozprysła się jak kryształowe naczynie po zamordowaniu Jakuba Starszego i uwięzieniu Piotra. Ale gdziekolwiek trafiły te „drobinki”, wokół nich narastała wspólnota, przyciągali do siebie ludzi.
A pierwsi dominikanie? Dominik, po krótkiej formacji (inna rzecz, że do wspólnoty wstąpili w większości już uformowani ludzie, np. nasz Jacek Odrowąż), od razu wysyła ich na misje. I oni rozbiegają się jak iskry po ściernisku, a gdziekolwiek trafiają – przyciągają ludzi.
Siła pola grawitacyjnego zależy od masy obiektów i odległości między nimi. Jednak im większa masa, tym silniejsza siła przyciągania. I to przekłada się też na życie duchowe, choć w tym przypadku masa jest alegoryczna. Stanowi ją wewnętrzne przylgnięcie do Boga: im więcej Go w naszym sercu, tym mocniejsze nasze oddziaływanie. Ale jeśli chcemy przyciągać ludzi naprawdę bardzo od Boga oddalonych (a więc zgodnie z metaforą – prawie pozbawionych masy) – musimy się do nich zbliżyć. To zrównoważy ich „lekkość”.
Jednak w tych prawdziwie „ciężkich przypadkach” nawet ludzie lekkiego podejścia do Boga odczuwają przyciąganie. To dlatego najpierw musi być kontemplacja, adoracja, „wysycanie” serca Bogiem. A reszta dzieje się już sama…
Może tylko zdaje mi się, że od dawna (różne) zakony prowadzą ukryte świeckie życie i ich przyciąganie do Boga jest tak słabe, że przestają być pociągający, chyba, że w zupełnie inny sposób…przez seksowny intelekt coraz bardziej pozbawiony duchowych treści.
„przez seksowny intelekt coraz bardziej pozbawiony duchowych treści.” a to już jest chyba nasz kłopot na jaki magnes dajemy się przyciągnąć