Czemu IVF jest niekoszer (argumenty dla tru-katoli)

Argumenty medyczno-antropologiczne na ten temat znamy z grubsza już wszyscy. Ponieważ sporo o tym pisałam, to obawiam się, że jestem w stanie recytować je nawet przez sen. I tak sobie pomyślałam, że rzadko podaje się teologiczne uzasadnienie takiej, a nie innej postawy Kościoła wobec sztucznego zapłodnienia.

Według mnie najistotniejsze są trzy argumenty:

1. Bóg jest jedynym Stworzycielem i Dawcą życia.

To Bóg stworzył człowieka jako gatunek, specyficzną duchowo-fizyczną hybrydę. Ta hybrydowatość powoduje, że Bóg uczestniczy w akcie poczęcia każdego człowieka, dając mu duszę. Pomijam tu historię debaty na temat chwili animacji (i nie chodzi tu o tworzenie kreskówki, a moment, kiedy dusza łączy się z ciałem), kwestia ta zresztą, z tego, co wiem, do tej pory nie została ostatecznie rozstrzygnięta. Jednak to rozstrzygnięcie nie jest konieczne do uznania wagi tego argumentu.
Jego waga leży w tym, że Boży udział w poczęciu dziecka jest wyrazem Bożego zaufania człowiekowi, że nie będzie nadużywał tej wspaniałej mocy zradzania kolejnych duchowo-cielesnych istot, bawiąc się w ich laboratoryjne produkowanie. W chwili, kiedy zaczęto hodować ludzkie embriony na szalkach Petriego, Bóg stał się zakładnikiem laborantów. Od biologicznych rodziców biorą gamety, łączą je, a ponieważ w zamyśle Stwórcy w tym momencie przychodzi czas także na Jego działanie, to działanie następuje. Zawiedliśmy Jego zaufanie, zmuszając Go do zostania elementem procesu biotechnologicznego.

2. Syn Boży, a więc Bóg w Drugiej Osobie Trójcy, w pełni jest człowiekiem.

A to oznacza, że przeszedł cały cykl ludzkiego życia, więc był także embrionem, jajem płodowym, płodem, etc. Wspaniale ujął to w swoim bożonarodzeniowym orędziu w 2013 r. patriarcha Konstantynopola: przedwieczny Bóg zniżył się i stał się dla nas embrionem, który złożony został w łonie Theotokos, a więc Rodzącej Boga. Prawda o tym, że kobieta zrodziła Boga, był w pierwszych wiekach Kościoła tak szokujący dla części chrześcijan, że rozstrzygnięcie tego gorącego sporu odbyło się na soborze (431 r., Efez) i ma rangę dogmatu. Szkoda, że dla nas ta prawda nie jest już tak szokująca, bo może łatwiej byłoby nam zrozumieć, że przez ten fakt uświęcona jest każda sekunda ludzkiego istnienia. Bo Chrystus z każdą z nich się zjednoczył, aż po złożenie w grobie.
Powstający na laboratoryjnym szkle zarodek przez sam fakt bycia ludzkim zarodkiem nawiązuje do jednej z natur wcielonego Boga. Dlatego być chrześcijaninem to dostrzegać i uszanować godność każdego człowieka: inaczej wierzącego, myślącego, innej rasy, na innym etapie rozwoju – bo Syn Boży ma także ludzką naturę. Jeśli odmawiamy poszanowania wypływającego z teogo faktu embrionowi, to czemu mamy go udzielać komukolwiek innemu?

3. Człowiek jest szczególnym Bożym stworzeniem, chcianym przez Boga dla niego samego. 

To bardzo mocno wybrzmiało w jednym z moich ulubionych fragmentów z Listu do Efezjan, który to fragment był czytany w tę niedzielę jako drugie czytanie:

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1,3-6, podkr. moje).

W tym hymnie nie dość, że wyraźnie widać to powiązanie, które opisałam w argumencie 2., to jeszcze pojawiają się nowe aspekty. Bóg wybiera każdego z nas i z miłości przeznacza nas dla siebie. A my najpierw powołujemy do życia nowe ludzkie istnienia, ignorując  ryzyko ich obumarcia (i chodzi mi tutaj o ryzyko związane z samym procesem biotechnologicznym – np. błąd laboranta – a nie obumarcie z przyczyn naturalnych), następnie część z nich określamy mianem „nadprogramowych” i w najlepszym przypadku pakujemy do ciekłego azotu, jeszcze inne usuwamy już po tym, jak udało im się „przyjąć” w łonie matki, bo stanowią zagrożenie dla całości ciąży. I robimy to wszystko tym, których Bóg wybrał i z miłości przeznaczył dla siebie.

Tak, żeby przyjąć te argumenty, trzeba być człowiekiem wierzącym, stąd ci „tru-katole” w tytule. Jednak jeśli Bóg jest dla nas Kimś najważniejszym w życiu a Chrystus naszym Panem i Zbawicielem, to trudno przejść obok tych argumentów obojętnie. Stawiają one decyzję o podejściu do programu IVF w zupełnie innym świetle. Reszta jest kwestią sumienia.

12 myśli nt. „Czemu IVF jest niekoszer (argumenty dla tru-katoli)

  1. Od jakiegoś czasu coraz bardziej utwierdzam się w tym, że jeśli nie przyjmie się tych właśnie argumentów, będzie się dążyło do obalenia albo zagłuszenia wszystkich innych.

    • Siła tych argumentów bazuje na sile relacji danej osoby z Bogiem, to dopiero z tego wynika wartość i godność ludzkiego życia. Jeśli Bóg jest tylko szacownym Wujkiem, którego odwiedzamy na godzinkę w niedziele i święta, to argumenty te pozostaną słabe.

  2. ad1. a/ Jeśli B. uczestniczy w stworzeniu każdej istoty – to także ma udział w tworzeniu istot cierpiących (np. wskutek koszmarnych wad genetycznych);
    b/ Jeśli ten argument jest ważny, to czy może (aby na pewno) człowiek manipulować DNA roślin i zwierząt – tworzyć sztucznie inne
    organizmy (bo nie mają dusz?)?
    ad2. Syn B., w opinii tru-katoli, nie przeszedł całego cyklu „bycia człowiekiem”: nie przeszedł normalnego zapłodnienia (a zatem i „nie zanurzył się w bezpłodności” – „nie zaryzykował” jej); również na planie duchowym wygląda na to, że jednak jest mocno „izolowany” od człowieczeństwa przez niepokalane poczęcie matki i nie-dziedziczenie pierworodnej upadłości.
    ad3. Ten argument można obrócić o 180 stopni – jeśli B. wybrał, to wybrał i tych, którzy przyszli na świat drogą in vitro; skoro tak (a nie przyszliby oni inną drogą – musimy przyjąć twarde fakty, bez mniemań), to znaczy, że „uświęcił” tę metodę…

    Ja, oczywiście, nie jestem zwolennikiem in vitro – ale chyba bardziej z przyczyn „ludzkich”: to możliwość zabijania życia, manipulowania życiem (drugim człowiekiem) a przede wszystkim arbitralna uznaniowość, co życiem jest, a co nie – kto jest osobą a kto nie.
    Pozdrawiam

    • Nie wiem jak wady genetyczne mają się do IVF? Poza tym, że procedura IVF zwiększa ryzyko ich wystąpienia.
      Pytanie o modyfikacje genetyczne jest raczej pytaniem o granice tych modyfikacji, a nie je same. I tak, zwierzęta i rośliny są oddane człowiekowi, aby mu służyć, co jest człowiekowi daje prawa, ale też obowiązki wobec reszty stworzenia.

      Żaden człowiek nie przeszedł zapłodnienia, bo przed zapłodnieniem nie ma podmiotu, który pojawia się w wyniku zapłodnienia. Zresztą jeśli pociągnąć ten argument dalej, to prowadzi on do wątpliwości, czy ludzie poczęci in vitro są ludźmi – też przecież poczynają się inaczej niż to odbywa się „tradycyjnie”. Sugerujesz tu też, że jak ktoś nie posmakował bezpłodności, to też jest coś nie tak z jego człowieczeństwem.
      Kwestia bezgrzeszności – Adam i Ewa też byli stworzeni jako bezgrzeszni: czy to neguje ich człowieczeństwo?

      Co do trzeciego argumentu: czy jeśli kradnę pieniądze i za nie zbuduję sobie dom, to wartość tego domu neguje fakt, że został zudowany z ukradzionych pieniędzy? To, że Boża łaska potrafi usunąć skutki grzechu i wyprowadzić z niego dobro nie oznacza, że należy grzeszyć.

      Odpozdrawiam

      • 1. Cytat z Twojej wypowiedzi: „Ta hybrydowatość powoduje, że Bóg uczestniczy w akcie poczęcia każdego człowieka, dając mu duszę.”
        Nie chodzi o in vitro – chodzi o to, że jeśli masz rację, B. daje duszę każdej chorej, niekiedy skrajnie, istocie – niejako nie bacząc na wszystkie jej wady. Prosto myśląc – jeśli B. może być obecny przy poczęciu każdej istoty, mógłby albo te wady usunąć, albo nie ożywiać duszą tak schorowanego ciała. Myślę, że to dość trudne do przyjęcia, że tego nie robi, jeśli by mógł. Trudno wierzyć w takiego B.
        2. Nie ma sporu co do rzeczy oczywistych ani nie mam zamiaru odbierać komuś człowieczeństwa. O to natomiast chodzi, że narracja o pełni człowieczeństwa od poczęcia nie jest przekonująca. Wedle trukatolickiej wykładni zdarzyła się seria cudów nad cudami. Ja bym się prenatalnym okresem życia Chrystusa w ogóle nie zajmował, ani tym bardziej Marią – wiara dotyczy czegoś innego chyba. Inaczej dobrnie się do zbyt trudnych pytań, których – skoro się już za to zabrało – nie sposób ominąć.
        3. Mam wrażenie, że nie rozumiesz tych moich uwag – w świetle zacytowanego Listu do Efezjan B. „nie wyprowadza dobra ze zła”, ale PRZED ZAŁOŻENIEM ŚWIATA wybiera tych, którzy przyszli na świat metodą in vitro – a skoro inaczej przyjść nie mogli… To, oczywiście, niebezpieczeństwo rozważań o B. w ramach ludzkich kategorii.

        Elu, ja się nie spieram o in vitro. Zareagowałem szybko, bo po prostu te argumenty mnie nie przekonują – i to nie jest problem wiary, ale jej wykładania; wizja B. z takiej „teologii” jest niezrozumiała (a teologia akurat, w przeciwieństwie do wiary czystej, jest od rozumienia).

      • Nie znam człowieka, który nie cierpi w życiu, a trudno tworzyć jakieś hierarchie, czy bardziej cierpi człowiek z wadami genetycznymi, czy chory psychicznie albo porzucony przez ukochaną osobę. Zgodnie z twoim sposobem myślenia „wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy”. A Bóg jest supersadystą, skazując nas na życie.
        Bóg w Słowie wybiera każde ludzkie życie, które sie pocznie. To, że część z tych żyć poczyna się w warunkach urągających godności Bożego wybrańca (tu wchodzą też ciąże z gwałtu i inne tego typu kwiatki), to nie tyle kwestia tego, że inaczej by się nie poczęli, tylko tego, że bawimy się bardzo nieładnie Bogiem i samymi sobą.

        No i mamy pytanie jaką wizję Boga widzisz w tym tekście i w czym ona jest sprzeczna z wizją Kościoła?

  3. „Bóg w Słowie wybiera każde ludzkie życie, które się pocznie” brzmi i znaczy coś innego niż „Bóg uczestniczy w akcie poczęcia każdego człowieka, dając mu duszę”. Prawdopodobnie spieramy się o klarowność sformułowań po prostu. To drugie zdaje się sugerować, że B. uczestniczy w każdym poczęciu z osobna (w czasie, raz za razem, niejako asystując zapłodnieniu jako Trzeci) – pierwsze zdanie wyraża po prostu „Boskie Amen” wobec rzeczywistości, a zwłaszcza człowieka. Pod drugim się podpiszę – pod pierwszym nie 🙂

    Z wizją B. w kościele ja osobiście – wyznam to szczerze, bez woli sporu – mam ten problem, że: po pierwsze – nie istnieje właściwie jakaś zamknięta i wyłączna lista dogmatów/wypowiedzi kościoła; po drugie – ja nie rozumiem wielu sformułowań, np. stworzyciel, wszechmogący. Bardzo ważne, że ich nie odrzucam, nie polemizuję z nimi – ale ich nie rozumiem. Nadto mam wrażenie, że jeśli spytam lub pytam kogoś o te sformułowania, to okazuje się, że inni też ich nie rozumieją, bo nie umieją ich wyjaśnić. Natomiast nie wystarcza mi stwierdzanie, że tak jest i już, tak trzeba i koniec, a jak nie – to skucha, anatema sit.

    Ja nie tylko wierzę, ale i kocham – także CAŁYM swoim umysłem, więc nie będę go pomniejszał na wyznaczoną miarę. Pokornie jednak skłaniam całą swą głowę, z całym umysłem, modląc się do Ojca lub wołając „Chwała Ojcu…” itd.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s