Książki, książki, książki. Metry książek, bo na sztuki ciężko liczyć. Ponieważ do hali wystawienniczej trafiłam rano, jeszcze przed rozpoczęciem targów, było pustawo i gdzieniegdzie jeszcze wydawcy się rozstawiali. Pogadałam z tym i owym, odświeżyłam stare znajomości i utonęłam w tym jedynym w swoim rodzaju zapachu: papieru, druku, kawy i nagrzanych od lamp tworzyw sztucznych.
To miejsce, w którym widać, że w Polsce wydaje się sporo i często dobrych rzeczy. Warto zajrzeć na małe stoiska, te zajmowane najczęściej przez wydawnictwa wąsko wyspecjalizowane. Mnie, na przykład, na stoisku Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego w oczy wpadła książka antropolog Magdaleny Radkowskiej-Walkowicz „Doświadczenie in vitro. Niepłodność i nowe technologie reprodukcyjne w perspektywie antropologicznej,” Zajrzałam do spisu treści i znalazłam podrozdział o naprotechnologii. Co prawda ta forma terapii nie prowadzi do stworzenia sztucznego człowieka, co jest (jak wnioskuję z tematu doktoratu pani Radkowskiej-Walkowicz) główną sferą zainteresowań autorki, ale ważne jest to, że została w ogóle zauważona i omówiona, nawet jeśli w niezbyt właściwym kontekście. Co prawda mam wiele zastrzeżeń do samego opisu (np. naprotechnologia nie jest odpowiedzią Kościoła na in vitro, tylko metodą leczenia opracowaną przez lekarza, dla którego inspiracją było nauczanie Kościoła, zresztą w USA metodę diagnostyczną napro stosuje się raczej jako formę naturalnego planowania rodziny, nie w leczeniu niepłodności; napro nie ma nic wspólnego z technologią – wbrew nazwie – więc nie jest technologią reprodukcyjną; ośrodki leczące ta metodą znajdują się nie tylko w USA, Irlandii i Polsce i jeszcze kilka takich tam detali). Cenne jest to, że autorka potraktowała temat poważnie i starała się być obiektywna. To w kontekście histerii wokół tego tematu jest ważne. Tekst ten pokazywał też, jak dużym brakiem jest brak naukowych artykułów na temat wyników leczenia tą metodą. Zapewne lekarzom brak po prostu czasu na prace badawcze, ale dobrze byłoby się dowiedzieć, jak wygląda skuteczność metody, ile par z niej skorzystało i z jaką skutecznością. Niestety nie miałam przy sobie już pieniędzy, bo pewnie bym nabyła. Ale nadrobię to jeszcze.
Ponadto, już tak z lżejszych tematów, dużo świetnych książek dla dzieci. Piękne ilustracje, dopracowane wydania. Niestety, oznacza to też często wysoką cenę, ale myślę, że warto. Życie bez bakcyla czytelniczego jest uboższe, zdecydowanie… A zarażać najlepiej w wczesnym wieku.
Z wydawnictw katolickich były głównie te duże i średnie, jezuicki WAM jak zwykle zaszalał z dużym stoiskiem i jak zwykle patrząc na ich półkę z pracami naukowymi, płakałam rzewnymi łzami na tym, że fascynujących tematów do przemyślenia tyle, a życie takie krótkie… Za to na stoisku Wydawnictwa Tyniec ożywczy kontrast: obok mnichów (od Pachomiusza po o. Leona) poezje Katullusa i o poezji Kawafisa. Tytułów zaledwie kilka, ale wybrane w sposób przemyślany – coś dla koneserów.
Jeszcze trzy dni można zajrzeć i pobłądzić między stoiskami. Polecam 🙂
Tak, nie ma zbyt wiele czasu na czytanie wszystkich książek ale jest też życie, są ludzie… i wszystkie te nieprzeczytane książki można samemu przeżyć razem z nimi a jak nie, to przynajmniej wiele z tego można wyobrazić sobie, czytając w swoich myślach i uczuciach, tworząc swoje własne arcydzieła bogato ilustrowane pięknymi iluzjami albo brutalną prawdą.