źródło, z którego pochodzi ten mem, niestety z fb 🙂
Szanowni państwo, mają państwo przed sobą obraz Piotra Stachiewicza pt. „Sobotni promyk” (cykl pocztówek: „Legendy o Matce Boskiej”, Kraków). Autor mema wyjaskrawił nieco kolory i uzupełnił obraz cytatem ze św. Franciszki Rzymskiej, w wolnym tłumaczeniu:
„Pobożność jest najbardziej godną pochwały cechą mężatki, ale nie wolno jej nigdy zapomniać, że jest panią domu i czasem powinna pozostawić Boga na ołtarzu, by odnaleźć Go w domowych obowiązkach”.
Nie wiem, czym dokładnie kierował się autor mema, wybierając ten właśnie obraz, ale wyboru dokonał rewelacyjnie. Cytat ze świętej wspaniale pasuje nie tylko do samego obrazka, ale także do legendy, na podstawie której ten obrazek powstał. Otóż w ludowej pobożności mocno jest ugruntowane przekonanie, że w sobotę – dzień poświęcony Maryi jako Gwieździe Zarannej; Tej, która jest córką Izraela a jednocześnie obrazem Kościoła i… tu mogłabym jeszcze długo o maryjnej symbolice soboty – zawsze musi, choć na chwileczkę, wyjść słońce. Zapytacie pewnie czemu? Powód jest bardzo prozaiczny – Matka Boża suszy wtedy pranie. Jak każda porządna gospodyni. A że ma swoje wejścia u Wszechmocnego…
Także jeśli kiedyś w sobotę przez ciężki chmurzyska przebije się niespodziewanie promyk słońca, to wiedzcie, że coś się dzieje na niebiańskich sznurkach do suszenia bielizny. I pozdrówcie Maryję przynajmniej jednym „Ave”, z pewnością się ucieszy, choć zapracowana.
Mama opowiadała mi często o mojej prababci, Róży (przy okazji wszyscy pozdrawiam św. Różę z Limy OP, której jest dziś wspomnienie), która wstawała razem ze słońcem i kręcąc się po kuchni i przy obrządku* miała zwyczaj śpiewania Godzinek o Najświętszej Maryi Pannie. Modlitwa i codzienne obowiązki przenikały się ze sobą. Bóg zstępował pomiędzy przestawiane na kuchni garnki, obrządzane w oborze zwierzaki, biegające po domu dzieci (cała piątka!). Był czas na spotkanie tylko z Nim, ale miał też stałe zaproszenie do codzienności. Zresztą bez adorowania Go na ołtarzu trudno rozpoznać Go w codzienności. Taka sztuczka.
W każdym razie mem świetny. Więc się dzielę – niech idzie na zdrowie.
* Obrządek (wyjaśnienie dla ludności z dziada-pradziada miejskiej i nie mającej w CV epizodu z przeczytaniem „Chłopów” Reymonta) – oporządzenie zwierząt w oborze i chlewie oraz kurniku: wymiana podściółki, danie jeść, wydojenie krów, w sezonie wyprowadzenie na pastwisko.
To całkiem jak moja babcia, Antonina, z tym, że koło niej biegało najpierw 9 własnych, a potem – tak pi razy drzwi – 27 dzieci dzieci 😀
🙂
Aż się rozrzewniłem czytając ten wpis, jako że właśnie tę historię (w wersji z suszeniem pieluszek) opowiadała mi przed laty moja babcia Róża 🙂 I też śpiewała w kuchni Godzinki 🙂
😀 Cóż, najwyraźniej oboje mamy przeszłość rodzinną usłaną Różami i na melodię Godzinek!
Ja też znam wersję z pieluszkami 🙂
😀
To zupełnie jak mój pradziadek Józef, także pracę zaczynał z Godzinkami. A to jest moje ulubione przedstawienie Matki Bożej – mam bardzo stary maleńki obrazek, znalazłam go w papierzyskach mojej babci i sobie przywłaszczyłam. Obraz zawsze kojarzył mi się z Wielką Sobotą, nie wiem czemu – może przez legendę, którą poznałam w dzieciństwie. Autora ani tytułu nie znałam, bardzo dziękuję.
Bardzo proszę.
Moja babcia Józefa Augustyna śpiewała codziennie rano godzinki ,a potem moja Mama , jak miała czas,bo często szła w pole, a ja nauczyłam się od Nich i często śpiewam godzinki ku czci NMP.Mam też figurkę Maryji z Lourdes, pamiątkę po Mamie. Co zaś do obrazu Maryji suszącej pieluszki,to Mama mi odowiadała, że Jezusek,jak był malutki,to bawił się różnymi ścinkami z drzewa,bo św.JÓzef był stolarzem i Jzusek już wtedy układał sobie te drewienka na kstałt krzyżyków, co zwiastowało jego śmierć za nas na Krzyżu.To może legenda,ale tak zapamiętałam. Pozdrawiam serdecznie.Obraz jest piękny.
Dziękuję za tę opowieść – piękna!