Opowieść o mądrości i pysze

Skończyłam właśnie czytać „Kamienie wołać będą” Hanny Malewskiej. To opowieść o budowaniu najwyższej katedry na świecie, czyli tej w Beauvais. Książka mi się podobała, więc zaczęłam szukać czegoś więcej na temat głównej bohaterki. Fundamenty położono na początku XIII wieku, transept (nawę poprzeczną) dobudowano w XIV, ale ostatecznie budowę przerwano w XVII wieku z braku funduszy i chyba także motywacji. Ziemia stała się bardziej pociągająca niż niebo, którego sięgają sterczyny przypór.

Jednak to, co pozostało, i tak robi wrażenie: swoją wysokością (najwyższy kościół na świecie!), lekkością i bogactwem sklepienia.

Katedra ma za sobą kilka katastrof budowlanych podczas jej budowy, związanych z olbrzymią powierzchnią ścian, które pomimo swojego ażuru jednak prowokują wiatr do nieustannych prób dekonstrukcji (siakiś taki postmodernistyczny ten żywioł w tym przypadku), także grunt, na którym stoi katedra, jest mało nośny i, last but not least, brak korpusu sprawia, że siły wewnątrz budynku rozkładają się inaczej, niż założyli pierwsi architekci.

Jednak mimo to budynek pozostawał spójny. Bardzo długo pozostawał jedną, elastyczną bryłą. Do czasu, kiedy przekonani o swoim geniuszu i jedynie słusznym wyczuciu estetyki oraz tego, co jedynie właściwe współcześni w latach 60-tych XX wieku usunęli żelazne wzmocnienia spinające ściany w ambicie (obejściu wokół chóru), co spowodowało, że już wkrótce koronkowa katedra zaczęła się rozpadać. W panice więc spięto ponownie ściany, ale tak na wszelki wypadek, dla pewności dano klamry ze stali. Ale ta, jak mówią fachowcy, jest mniej elastyczna niż żelazo, więc katedra zaczęła się rozpadać jeszcze szybciej. Teraz całość utrzymuje w jedności prowizoryczna konstrukcja z drewna i stali a fachowcy zeskanowali ściany katedry i głowią się, jak naprawić to, co zepsuli nieco ponad 50 lat temu ci, którzy wiedzieli lepiej.

I to jest właśnie przypowieść o mądrości i pysze. Średniowieczni, budując katedrę i dając wzmocnienia, najpierw wzięli pod uwagę właściwości materiału. Może nie mieli skanerów, szybkich komputerów i możliwości wizualizacji, ale mieli wyczucie rzeczywistości, doświadczenie poprzednich pokoleń i wyobraźnię. Byli mądrzy i spinające w całość klamry nie były dla nich estetyczną przeszkodą – były tym, czym miały być: gwarancją spójności ich zrealizowanej wizji, technicznie dostosowaną do potrzeb.

Potem przyszliśmy my, z naszą pogardą dla ciemnych wieków i ogólnie ludzi przeszłości, którzy w porównaniu z nami i naszymi osiągnięciami naukowymi i technologicznymi wydawali się tacy zacofani i śmieszni. I do tego kompletnie bez poczucia estetyki. Więc trzeba było poprawić po nich.

A wtedy na arenę wkroczyła ta, wobec której szacunek jest źródłem prawdy i co za tym idzie – trwania. Pani Rzeczywistość. I okazało się, kto tu tak naprawdę jest śmieszny i zacofany. I w swojej pysze, zamiast wrócić do wcześniejszego rozwiązania, próbuje po pierwszej klęsce siłowo udowodnić swoją wyższość. I ponosi jeszcze większą klęskę. A potem rozpaczliwie, za pomocą swoich gadżetów technologicznych, próbuje ratować, co zepsuł. Coś mi mówi, że skończy się na powrocie do średniowiecznego rozwiązania, może nieco unowocześnionego, bo ściany juz popękały, ale jednak sprawdzonego.

W tym przypadku kamienie nadal wołają. Chociaż to smętne wołanie.

3 myśli nt. „Opowieść o mądrości i pysze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s