Ponowny bliższy kontakt z telewizornią zaowocował wczoraj obejrzeniem po raz kolejny „Zapachu kobiety”. Al Pacino w tym filmie powala, opowieść – sama smaczność do końcówki, dziejącej się w szkole. Tu już poziom amerykanizmu osiąga stężenie przekraczające mój pułap tolerancji. Ech, chyba z wiekiem robię się coraz bardziej cyniczna…
Ale odwracając się od siebie ku ciekawszemu znacznie tematowi zakończenia „Zapachu kobiety” – pomyślałam sobie, że interesujące mogłoby być zakończenie alternatywne, napisane przez kogoś z Europy wschodniej, mentalnie silnie naznaczonej przewrotnością komunizmu.
Nie byłoby wielkich oklasków i zmiany wyroku komisji po głębokiej, mocnej i poruszającej przemowie Franka Slade’a (Al Pacino), gdyż albowiem nie byłoby żadnej komisji. Okazałoby się za to, że Slade uruchomił stare kontakty oraz wykorzystał zaległą przysługę u jednego z byłych oficerów GRU lub KGB, by zasugerować dyrektorowi szkoły, że dochody dochodami, ale zdrowie jest najważniejsze. Własne oraz rodziny (wliczając do niej kochankę). Zresztą dochody też by się zapewne nie urwały, bo biznesmeni zwykle cenią sobie dobre układy ze służbami. Tak więc Charlie wróciłby do szkoły w glorii chwały i z pewnością, że nikt mu już nie podskoczy, bo ma plecy. Silne, rzecz jasna.
W wersji pesymistycznej (kontakty ze służbami ma ojciec George’a) Charlie po prostu nie dotarłby do szkoły na komisję. Wachlarz możliwości i zaistniałych przeszkód jest tutaj bardzo szeroki, więc nie będę go tu rozwijać. Od zastraszenia przez trwałe kalectwo po śmierć, oczywiście w wypadku.
Ale wtedy to byłby film zupełnie innego gatunku. Więc pewnie następnym razem obejrzę to dzieło do sceny powrotu z Nowego Jorku. Ze szczególnym naciskiem na poniższą scenę – żenialna :)|