Polityczna poprawność jest genialnym papierkiem lakmusowym dla motywacji głoszenia ewangelii. Pokazuje zresztą nie tylko motywację, ale też pomaga poprawiać sposób głoszenia.
Bo jeśli, jak zarzuca nam świat, głosimy po to, by „kolonizować kulturowo” inne społeczności, czyt. niszczyć ich kulturę, zastępując ją chrześcijańską, czyt. atlantycką (który to zarzut sam w sobie jest gigantycznym uproszczeniem), a tym samym podporządkowując sobie mentalnie tereny misyjne, to idąc za polityczną poprawnością, umilkniemy. Zresztą potwierdzając w ten sposób słuszność zarzutów, które są nam stawiane.
Jeśli jednak głosimy ze względu na Chrystusa; dlatego, że znamy Jego „smak”; widzieliśmy Jego chwałę (jak o tym mówi nam w dzisiejszej lekcji z Ewangelii), polityczna poprawność nie będzie miała dla nas znaczenia – będziemy głosić, bo biada nam, gdybyśmy nie głosili. Biada, bo słowo zatrzymane dla siebie gnije, serce, które nie jest źródłem, staje się cuchnącą cysterną. Zresztą – słowo rosnąc, rozsadza serce. Nie da się milczeć.
I wtedy warto posłuchać politycznej poprawności nie tyle ze względu na motywacje, ale dlatego, że w jej zarzutach mogą się kryć wskazówki, jak zmodyfikować głoszenie, by było jeszcze bardziej skuteczne. I jak głosić z poszanowaniem dla tych, do których jesteśmy posłani, także dla ich kultury.
Jednak zawsze najbardziej pierwotne i podstawowe jest patrzenie na Chrystusa. Kontemplacja Jego chwały. I co ważne, a też wynika z kontekstu dziś czytanej Janowej Ewangelii, to zawsze musi być wcielony Syn Boży. Nie nieokreślona energia, światło czy doskonała pustka. Jeśli brak konkretu wcielenia, to doświadczenie jest, ale nie jest chrześcijańskie: „Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga” (1J 4,2).
Contemplare, ut predicare. Contemplare.
to wydaje się nieprawdopodobne, by Bóg chciał narodzić się w ciele, stać się człowiekiem, by ludzie mogli poznali Go. Ale czy rzeczywiście chcą poznać czy tylko wolą wierzyć, że jest to niemożliwe skoro jest niewidzialny o co mają do Niego żal…bo to takie niepoważne, wierzyć w to, co niewidzialne.
Często zapominam o tym, by głosić dla samego Chrystusa. Poddaję się zarzutom o likwidowaniu kultury innych ras i narodów, o chrystianizacji na siłę. A przecież naszą misją jest głoszenie Chrystusa, który sam jeden jest Prawdą. Rzeczywiście nie powinny nas obchodzić zarzuty o „likwidowaniu kultury pogańskiej” dopóki Jezus za nas umarł, dla nas zmartwychwstał i nas zbawił.
Ogólnie panuje jakaś lekka paranoia na tle zachowywania wszystkiego jak jest. Przecież zmiana jest czymś naturalnym. Chodzi tylko o to, żeby była to zmiana ku dobremu 🙂 Oczywiście przy poszanowaniu tego, co jest zastane.
Zawsze w tym momencie przypomina mi się św. Paweł na Areopagu. Dla mnie to był przykład tego, jak głosić to, co prawdziwe i dobre, szanując to, co już jest, to co jest zastane.
Oj, tak, to ideał.