A dotyczyła klasztoru na Stolarskiej: inżynierowie, archeolodzy, historycy sztuki i konserwatorzy opowiadali o remoncie. I była to historia przeciekawa. Nie będę jej tu streszczać, ale jedno stwierdzenie dźwięczy mi w głowie i wraca.
Po wstępie o. Dawida Kołodziejczyka, który z grubsza nakreślił obraz miejsca akcji, swój referat miał dr Marcin Szyma, architekt. Z jego wypowiedzi pamiętam przede wszystkim piękne zdjęcia lotnicze klasztoru i stwierdzenie, o którym wyżej wspomniałam. Otóż krakowscy dominikanie zasiedlają jeden z największych i najstarszych klasztorów tego zakonu, a do tego jeden z naprawdę niewielu, które w sposób nieprzerwany (pomimo XIX-wiecznych zakusów tych okropnych jezuitów 😉 ) pełni swoją funkcję. Co więcej: nie stał się też muzeum. Pozostaje nadal domem modlitwy, studiów i takim po prostu do mieszkania. No, może niezbyt po prostu, ale do mieszkania niewątpliwie.
Poczułam pełne współodczuwanie z dumą, którą słyszałam w głosie referującego. I pomyślałam, że jesteśmy tak zżyci z tym miejscem, że nawet nie dostrzegamy jego innej wartości poza tą, że to dobre miejsce i wiele dobrego w nim się wydarza.
I tu gdzieś chyba tkwi genius loci Krakowa, przynajmniej mogę tak powiedzieć o jego kościelnej części. Już za tydzień Triduum, na ołtarzu bazyliki OP pojawią się wszystkie możliwe kielichy i puszki ze skarbca (w zeszłym roku w Wielki Piątek był takim tłum u OP, że bracia musieli biegać po mieście w poszukiwaniu Ciała Pańskiego, bo konsekrować w ten dzień nie można). Obok XX-wiecznych będą stały rokokowe, barokowe. Wciąż używane zgodnie z założeniem ich fundatorów i twórców. Wartość muzealna i historyczno-sztuczna przedmiotów i miejsc ustępuje ich celowemu przeznaczeniu, piękno i patyna czasu jedynie dodają dodatkowego splendoru temu, co się w nich wydarza. Dzięki temu można poczuć całym sobą piękno prawdy o uczonym w Piśmie, który stał się uczniem Jezusa, mówiącej, że jest „jak ojciec rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13,52). Cóż, każde drzewo do tego, by wydać hojny plon, potrzebuje mocnych korzeni. Rozrastających się w dół, w głąb, przez milczenie, modlitwę, upływ czasu.
Piękne drzewo. Jest w nim kilka dziupli, czasem trafi się uschnięta gałąź, sporo też takich, co wyglądają, a nie owocują, ale to naprawdę piękne drzewo.
A ja dzisiaj byłam w innym miejscu – odrestaurowanym klasztorze w Hebdowie, o którym dziś mało kto wie, a który swoim znaczeniem i wpływami przewyższał ponoć Tyniec :D. Dziś już nie ma w nim życia zakonnego – zresztą premonastersów w Polsce już wogóle nie ma, ale odradza się życie kulturalne. Polecam
Trzeba będzie zajrzeć 🙂