Rok

Byłam dziś na mszy u mniszek dominikańskich na Gródku. Ponieważ modli się na nich katechumenat, a dziś niedziela pierwszych skrutyniów*, czytania były inne niż w pozostałych kościołach. Uderzył mnie szczególnie fragment drugiego czytania. Uderzył w kontekście rocznicy wypadku pod Szczekocinami:

Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję.
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5,1-8).

Paweł pisze o nadziei na zbawienie, jednak prawda ta dotyczy także codziennych, „zwykłych” nadziei. Tych opartych na cnotach, dotyczących słusznych dążeń, tych, które wynikają i prowadzą do pokoju z Bogiem. One nie mogą zawieść. Ich fundamentem jest miłość i to nie byle jaka – ta, która umarła za nas, kiedy jeszcze byliśmy do niej odwróceni plecami, umęczeni naszą słabością i grzechem. Miłość, która przejawia się także w działaniu – naszym własnym, działaniu innych ludzi – tych gestach wsparcia drugiego, nawet za cenę śmierci naszych dążeń czy wygody.

Ludzki organizm i psychika mają potężne zdolności regeneracyjne. Jest jednak drobny detal, który jest konieczny, żeby mogły one się uruchomić i zadziałać – motywacja do życia. Człowiek otoczony miłością karmi się nią i rośnie w swoim człowieczeństwie, zbiera się z okruchów i ponownie integruje w siebie, często silniejszego i głębszego, bardziej prawdziwego. Tym, co tak naprawdę każdego z nas czyni jednością, jest fakt, że kochamy i jesteśmy kochani. Spaja nas w nas i wiąże nas we wspólnotę. I jest to tajemnica. Tajemnica wymagająca kontemplacji, zanurzenia się w niej i trwania w tym zanurzeniu. Tajemnica, która karmi i daje życie zdolne pokonać każdą śmierć.

PS
* Skrutynia – jest to modlitwa Kościoła nad wybranymi, by Bóg udzielił im łaski wglądu i poznania własnego sumienia. Skrutynia odbywają się w trzy kolejne Niedziele Wielkiego Postu: III, IV i V (korekta dominikańska 🙂 ) podczas Mszy świętej. Czytane są wtedy odpowiednio dobrane Ewangelie, których treść pomaga Wam lepiej zrozumieć Wasz stan duchowy (za: http://www.katechumenat.pl/skrutynia.php).

A nieco więcej o wspólnocie i drodze do jej rozumienia tutaj – katecheza o trzeciej prawdzie wiary (Dominikański Ośrodek Liturgiczny & Wydawnictwo św. Stanisława).

5 myśli nt. „Rok

  1. Nie wiem, czy to na temat (choć chyba poniekąd tak) i czy Ci się to spodoba, ale dzisiaj przypomniał mi się ten wiersz Iłłakowiczówny.

    Nie dla siebie

    I można zdobyć wszystko, ale nie dla siebie,
    wymodlić każdą łaskę, każdy sprawić cud,
    wyczytać ciemne jutro jak piosenkę z nut,
    wstrzymać klęskę, jak wilka u owczarni wrót,
    wszystko to można, wszystko, ale nie dla siebie.

    Kończy się cudotwórstwo, gdy chodzi o własne
    klęski, u granic własnych staję włości
    i składa oręż. Tam, gdzie by najprościej
    było – uczynić wszystko dla własnej miłości,
    jest się bezsilnym wobec nędzy własnej.

    Po tylu próbach – dziś jest wszystko jasne:
    z ran, odniesionych w niejednej potrzebie,
    człowiek się leczy, rzeczy martwe grzebie,
    zrzuca postacie, co dlań już zbyt ciasne,
    do nowych cudów sił szuka po niebie,
    ale ich sprawić nie może dla siebie.

  2. Dzięki za wpisy o Szczekocinach: ten sprzed roku i ten sprzed kilku dni. Często jeżdżę tą trasą – ja, i osoby z mojej rodziny. Od tamtego dnia ciężko wsiadać do pociągu, a już prawdziwy horror – odprowadzać najbliższych… Pilnuję, żeby jeździli trzecim wagonem (często jeżdżą raptem cztery) – może to coś pomoże?

    Jechałam ostatnio dokładnie w rocznicę, wieczorem. Niestety, trzeba było jechać akurat wtedy. Miejsce, w którym był wypadek, wyglądało niezwykle – oświetlone zniczami. Całe pole zniczy…

    Na polskiej kolei niewiele się zmieniło od tamtego czasu. Gdy konduktorka sprawdzała bilety, przerwała na chwilę tę czynność, żeby skontaktować się z maszynistą i zadać mu pytanie: „wszystko w porządku? pytam, bo nietypowo wolno jedziemy”. Obawiam się, że to nie ostatni taki wypadek – nie widać, żeby zostały wyciągnięte jakiekolwiek wnioski z tej tragedii. Na tej trasie pociągi wciąż jeżdżą „na zastępczy”.

    Mam nadzieję, że wróciłaś do jakiego-takiego zdrowia, że rehabilitacja się udała. Rehabilitacja ciała – bo duch, jak tu zaświadczasz, wyszedł mocniejszy.

    Z modlitwą,
    Interlokutorka

    • Ciało się pozbierało, duch też daje radę. Bardzo dziękuję za modlitwę i Twoje wrażenia – od wypadku nie miałam okazji tamtędy jechać. Nie rozumiem tego, co się dzieje na PKP – uwielbiam pociągi, jeżdżenie nimi było dla mnie zawsze frajdą. Szkoda mi, że tak teraz to wygląda.

      Ciepło pozdrawiam!
      ew

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s