W powietrzu wyraźnie czuć już wiosnę. Coś jak delikatny brzęczyk budzika, subtelne wibrato dla życia. Poza tym jest ciapato i marcowo, wliczając w to wokalne popisy kotów z osiedla.
W obficiej ostatnio podlewanych przeze mnie skrzynkach odżywają pelargonie i lawenda, ta ostatnia zaczyna coraz intensywniej pachnieć. Jakby każdy świeży listek wkupywał się w łaski świata porcją olejku.
Uporczywa stałość powrotów pór roku stabilizuje swoją zmiennością rzeczywistość. Nawet nad miejscami najbardziej krwawych rzezi wschodzi słońce, a nasycona krwią ziemia tym hojniej porasta zielenią traw. Nad miejscem kaźni lekko drży na ciepłym wietrze kwitnąca gałązka czeremchy.
W jasnym słońcu lekko opadają białe płatki.
No wlasnie, te cykle zmieniajacej sie przyrody, jak nasze zycie ktore podlega tym samym zasadom… Narodziny i obumieranie by na nowo sie narodzic, odplywy i przyplywy. obserwacja nastepujacych po sobie por roku zawsze sklania mnie do takich refleksji 🙂
🙂
nareszcie!
🙂
hehe, wiosna to dobry wynalazek 😀
niestety idzie wiosna w aureoli śpiewu ptaków a za nią drepcze lato, ciężkie, brzemienne od bezsennych nocy, a potem znowu jesień pełznie z mgłami nad zmrożoną ziemią oprószoną pierwszym
zimowym śniegiem.
każda pora roku w swoim czasie ma urok 🙂
Jak to lawenda? Tak normalnie, na parapecie? Zeszłoroczna? 😀
Ehe, pani ogrodnik mi sprzedała metodę: przycina się na zimę i zasusza glebę (ale nie całkowicie) a na wiosnę zaczyna intensywnie podlewać i lawenda znów wyrasta i kwitnie. Tylko trzeba nawozić.
😦 szkoda że tego nie wiedziałam, zanim wyrzuciłam swoją…