Z mądrości Tradycji

Wykłady Jungmanna o liturgii starożytnego Kościoła, brnę przez nie, redakcyjnie, jak przez syberyjskie zaspy. Podróż mi umilają znaleziska takie, jak poniższe:

„Bycie punktualnym, podobnie jak bycie uważnym, jest częścią chrześcijańskiego życia. Ta zasada ma  wpływ nawet na liturgię. Pochodzące z Syrii źródło Testamentum Domini, dokument z V wieku, każe diakonowi zamykać drzwi na rozpoczęcie liturgii i pod żadnym pozorem nie wolno ich otworzyć dla spóźnialskich. 

Jednak w modlitwie wiernych jest specjalna modlitwa w ich intencji, aby Bóg dał im więcej miłości i zapału”.

Pedagogiczne arcydzieło: dać doświadczyć konsekwencji, ale jednocześnie starać się o to, by pomóc w poprawie. Za to (między innymi) kocham prawdziwe chrześcijaństwo 🙂

A o praktyce modlitwy za irytujących swoim zachowaniem siostry i braci będę pamiętać za każdym razem, kiedy znów ktoś z nich spóźni się na 10.30 i przejedzie mi dziecięcym wózkiem po czubkach butów. Wreszcie będę miała jakąś sensowną formę wykorzystania powstałej przez to we mnie psychicznej energii…

12 myśli nt. „Z mądrości Tradycji

  1. Elu, przejechanie Ci po czubkach butów wózkiem, to mało elegancki zabieg, choć zapewne wynikły z przyczyn niezależnych… Chciałabym jako mama przyjść w sukurs pani lub panu z wózkiem. Niestety dzieci nieraz robią psikusa śpieszącym się do wyjścia rodzicom i na przykład, radośnie wypełniają pielusię gdy rodzicielska ręka właśnie zamyka kluczem drzwi, lub w ostatniej chwili ze zgrozą przypominają sobie, że nie mogą za Chiny Ludowe wyjść z domu bez gumowej kaczuszki, nie, nie tej, tej innej, która leży za szafą. Inne sposoby, zwłaszcza tak mniej więcej dwulatków, to silne i niemal nieodwracalne wygięcie w pałąk, którego nie da sę tak po prostu włożyć do wózka, ucieczka pod stół lub do sąsiadów, nie wspominając już o tym, że w najmniej uprawnionych momentach dziecko robi się głodne, brudne, chce mu się pić, ma nagły katar, zimno mu lub za ciepło, whatever… I to nie jest dziecko specjalnej troski tylko NORMALNE dziecko. I jak tu sie czasem nie spóźnić. Oczywiście, można wobec tego zostać w domu i starać sie przewidzieć WSZYSTKO pół godziny przed następną Mszą w kościele za rogiem, ale znając życie wiem, że inwencja malców jest nieograniczona. I taki zmordowany rodzic dotarłszy do kościoła po czasie już naprawdę nie wie dokąd idzie z tym wózkiem. Wiem, brzmi apologetycznie, ale przeżyłam to razy trzy i już nic mnie nie zdziwi… Pozdrawiam Cie serdecznie! 🙂

    • Nie, no, rozumiem, pamiętam, co się działo u moich braci, jak dzieci jeszcze były małe. Ale u OP jest drugie wejście do prezbiterium (a tam idą ci wózkowicze), do tego wchodząc przez nie nie trzeba sie przepychać. Minus jedynie jest taki, że tam są do pokonania schody.

      I naprawdę cierpliwość trzeba mieć iście anielską, jeśli to wchodzenie spóźnialskich trwa do kazania.

  2. Elu, tak mi się zatęskniło przy Tradycji do Ojców i Matek Pustyni, a łuczkiem prosto do praktyk modlitewnych hezychastów. Czy pisałaś kiedyś na ten temat? Bo wyszukiwarka mi nie podaje. Temat taki bardzo miły na styczniowe medytacje 😉 pozdrawiam

  3. piękne. niestety nauczyłam się spóźniać. tak w ogóle, na „wszystkie nasze dzienne sprawy”. Ale wciąż najbardziej nie lubię się spóźniać na Eucharystię, więc póki co jest to chyba najbardziej ocalona od niepunktualności płaszczyzna mojego życia.

    • Też miewam pokusę spóźniania się i tez jej czasem ulegam 🙂 Ale sądząc po przypowieści o pannach mądrych i głupich, trzeba będzie przyłożyć do punktualności.

  4. Msze św. niedzielne w Krakowie zaczynają się od 6 rano, wtedy nie ma dzieci, wózków, spóźnialskich, jest pustawo, spokojnie, bez podekscytowanego sobą nawzajem tłumu bywalców, którzy nie słyszą nic więcej poza własnymi myślami rozpraszanymi przez natarczywe i wszechobecne bodźce. Chaos. Ale jak ktoś to lubi…to niech nie narzeka.

  5. Prawdą jest, niestety, że mając małe dzieci wcale nie jest łatwo zdążyć na mszę do kościoła i częściej przychodzimy „po dzwonku” niż przed. Ja nie próbuję się usprawiedliwiać, ale rzeczywiście ubranie dwójki brzdąców, z których jedno chce „jeszcze to” i „jeszcze tamto” a jak się go pogania, to wpada w histerię, a drugie drze się wniebogłosy, bo akurat nie chce do wózka, wyciągnięcie ich i zatarganie na mszę jest niezłą pracą :). Nie wiem co będzie, jak będzie więcej… Więc bardzo proszę, jako teolog katolik, ale i jako rodzic, o troszkę więcej wyrozumiałości i mniej zagniewania…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s