Bóg w historii

Wiera zapytała w komentarzach pod wpisem o Bartymeuszu w jaki sposób Bóg jest obecny w historii świata.

Obiecałam odpowiedź, więc rzucam kilka wskazówek, gdzie Go szukać:

1. Wierzymy, że On jest u początku dziejów jako Stwórca. Zgodnie z biblijną koncepcją czasu ma on charakter liniowy, więc nie tylko wypływa z Boga, ale także w Nim odnajduje swój koniec, czy też raczej pełnię.

2. Bóg obiecny jest w życiu każdego z nas a nasze biografie: wybory etyczne, duchowe, wszystko, co nam się przydarza, jest tworzywem historii. To nie tylko wielcy i możni. Jak pięknie to opisał miszczu Tolkien – czasem sługa tego najmniejszego jest w stanie przeważyć szalę dziejów.

3. Lekcją odczytywania historii jako działania Boga są księgi historyczne Starego Testamentu, z tym, że to trudna lektura, bo ludzka grzeszność tak ściśle miesza się w nich z działaniem Boga, że czasem aż nie do odróżnienia, do tego dochodzi jeszcze specyfika czasów od nas odległych i przez to często trudnych do zrozumienia.

4. Często mówi się w literaturze teologicznej o preparatio evangelica – chodzi o przygotowanie świata na pojawienie się na nim Chrystusa i ułatwienie szerzenia Ewangelii. Przełom er to czas, kiedy imperium rzymskie podporządkowało sobie prawie cały region Morza Śródziemnego, za pomocą greki i łaciny można sie porozumieć w całej ówczesnej cywilizowanej Europie, przecinała ją dość gęsta sieć dróg, umożliwiających szybkie przemieszczanie się, otwarte były także szlaki handlowe na wschód i na południe, w głąb Afryki. To wszystko (a nie poruszyłam jeszcze kwestii światopoglądowych i filozoficznych) sprawiło, że chrześcijaństwo trafiło na podatny grunt i mogło szybko się rozprzestrzeniać.
Podobny casus stanowi odkrycie Ameryki przez Kolumba. On sam zresztą był przekonany, że jego rejs jest misją daną mu przez Boga, aby zanieść ewangelię na nieznane ziemie. Zresztą odkrycie Ameryk pokazuje też, jak łatwo wielkie dzieła Boże w naszych rękach potrafią zamienić się w krwawą jatkę.

5. Bóg wciąż mówi do nas, posyła ludzi – posyła także nas. Wierzymy też, że klęski żywiołowe, dramaty wszelkiego rodzaju są nam dawane jako znaki do odczytania. Tu też mieści się gdzieś wielkie pytanie o to, dlaczego Bóg dopuścił holokaust, czy bardziej ogólnie – rozwój totalitaryzmów. Z tym, że ja w tym przypadku nie oskarżałabym Boga – wystarczyło, że ludzie dobrzy nie zaprotestowali, kiedy jeszcze można było te machiny powstrzymać. Udawali, że nie widzą, nie słyszą, nic nie mogą zrobić. II wojna światowa skończyłaby się w październiku 1939 roku, gdyby alianci jednak zechcieli „umierać za Gdańsk”. Ale nie chcieli.

To kilka punktów, które wskazują jak Boża obecność wyraża się w dziejach. Myślę, że jest ich więcej, jeśli macie jakieś pomysły, zapraszam do komentarzy 🙂

15 myśli nt. „Bóg w historii

  1. Mam jakiś kłopot z wpisaniem dłuższego komentarza. Dziękuję zatem za wpis, porozmyślam (wadzę się z pktem piątym).Tylko trzeci punkt jest dla mnie niejasny.

    • Wero, spróbuj – pisząc w okienku – „robić sobie przestrzeń” tworząc kilka pustych wersów przy pomocy enter (nawet kilkanaście), a potem wracać na koniec linii tekstu i kontynuować. Coś rzeczywiście się zmieniło na stronie i trzeba powalczyć. Pusta przestrzeń zniknie potem, jak post się ukaże…
      Pozdrawiam z ciekawością Twojego Głosu – znów mi wraca temat apokatastazy, bo mi tu różni ludzie i różne teksty w tę stronę orientują…

  2. Dwa pierwsze punkty zostawiam.
    ad 3. „ludzka grzeszność tak ściśle miesza się w nich z działaniem Boga, że czasem aż nie do odróżnienia” No to jak nie odróżnienia to: a/ to skąd wiadomo, w którym momencie działa B.? b/ B. działa jak grzesznik?
    ad 4. To apologetyczna interpretacja. Inna jest taka, że tylko z powodu pewnej koincydencji czasu (chodzi też o zburzenie świątyni w Jerozolimie) chrześcijaństwo „wygrało”; gdyby nie przypadek – byłoby inaczej.
    ad 5. „Wierzymy też, że klęski żywiołowe, dramaty wszelkiego rodzaju są nam dawane jako znaki do odczytania.” Zdanie straszne – ja w to nie wierzę i nie znajduję w tej chwili żadnego poważnego powodu („artykułu wiary”), który mógłby taką opinię ugruntować; podobnie bardzo dyskusyjne wydaje mi się twierdzenie/sposób wyrażenia, że B. dopuścił Holocaust (prędzej bym uznał, że „B. dopuścił wolność bytu i ludzi” a nie tak wprost jedno z drugim połączył; to nie jest tylko kwestia stylu) Jest teza zupełnie przeciwna – nie pamiętam który ze współczesnych filozofów ją sformułował, Plantinga?), że istniejące na świecie zło, „ponad miarę”, wskazuje niemal na konieczność istnienia B. (mówiąc skrótem: zło jest dowodem na istnienie „diabła”, więc musi być też B. – ale to moje bardzo ogólnikowe ujęcie).

    Mi jest blisko do myślenia zakorzenionego w judaistycznej wrażliwości – polecam książkę S. Quinzio „Przegrana Boga”, ale tylko tym, którzy gotowi są poddać swą wiarę gruntownej, bardzo gruntownej refleksji, a może i reinterpretacji; być może bez imprimatur.

    Pozdrawiam

    • Ad 3. Nie chodzi mi o to, że Bóg jest grzeszny, ale o to, że dawał (mówiąc obrazowo) ludziom do ręki nóż, żeby kroili chleb, a oni tym nożem podrzynali sobie gardła. I zawsze wtedy można wysunąć zarzut – po co dawał, skoro wiedział, że taki scenariusz też jest możliwy? I tu otwiera się wileka debata na temat wszechmocy, wszechwiedzy i wolności człowieka.

      Ad 4. Uważam, że przypadki są tylko w gramatyce 🙂

      Ad 5. To nie jest straszne zdanie – kilka lat temu przeszła przez Polskę potężna powódź, wielu ludzi straciło domy. Bardzo wielu z nich zbudowało te domy na terenach zalewowych: był urzędowy zakaz, ale jak dało się w łapę urzędnikowi, to przymykał oko, dawał zezwolenie a działki były relatywnie tańsze. Przyszła wielka woda i skoro nie chcieli uznać autorytetu dedcyzji prawnych, to musieli uznać autorytet siły. I takie sytuacje rozumiem jako znaki do odczytania – jak zaczynamy pchać łapy w ognisko, to w którymś momencie Bóg pozwala, żebyśmy się nieco sparzyli, bo inaczej cali w ten ogień wejdziemy.

      Holokaustu nie uważam za dopuszczony przez Boga – uważam, że to efekt ludzkich wyborów i nagromadzonej, zastarzałej nienawiści.

      Odpozdrawiam 🙂

    • Ad 3. Nie chodzi mi o to, że Bóg jest grzeszny, ale o to, że dawał (mówiąc obrazowo) ludziom do ręki nóż, żeby kroili chleb, a oni tym nożem podrzynali sobie gardła. I zawsze wtedy można wysunąć zarzut – po co dawał, skoro wiedział, że taki scenariusz też jest możliwy? I tu otwiera się wileka debata na temat wszechmocy, wszechwiedzy i wolności człowieka.

      Ad 4. Uważam, że przypadki są tylko w gramatyce 🙂

      Ad 5. To nie jest straszne zdanie – kilka lat temu przeszła przez Polskę potężna powódź, wielu ludzi straciło domy. Bardzo wielu z nich zbudowało te domy na terenach zalewowych: był urzędowy zakaz, ale jak dało się w łapę urzędnikowi, to przymykał oko, dawał zezwolenie a działki były relatywnie tańsze. Przyszła wielka woda i skoro nie chcieli uznać autorytetu dedcyzji prawnych, to musieli uznać autorytet siły. I takie sytuacje rozumiem jako znaki do odczytania – jak zaczynamy pchać łapy w ognisko, to w którymś momencie Bóg pozwala, żebyśmy się nieco sparzyli, bo inaczej cali w ten ogień wejdziemy.

      Holokaustu nie uważam za dopuszczony przez Boga – uważam, że to efekt ludzkich wyborów i nagromadzonej, zastarzałej nienawiści.

    • Ad 3. Nie chodzi mi o to, że Bóg jest grzeszny, ale o to, że dawał (mówiąc obrazowo) ludziom do ręki nóż, żeby kroili chleb, a oni tym nożem podrzynali sobie gardła. I zawsze wtedy można wysunąć zarzut – po co dawał, skoro wiedział, że taki scenariusz też jest możliwy? I tu otwiera się wileka debata na temat wszechmocy, wszechwiedzy i wolności człowieka.

      Ad 4. Uważam, że przypadki są tylko w gramatyce 🙂

      Ad 5. To nie jest straszne zdanie – kilka lat temu przeszła przez Polskę potężna powódź, wielu ludzi straciło domy. Bardzo wielu z nich zbudowało te domy na terenach zalewowych: był urzędowy zakaz, ale jak dało się w łapę urzędnikowi, to przymykał oko, dawał zezwolenie a działki były relatywnie tańsze. Przyszła wielka woda i skoro nie chcieli uznać autorytetu dedcyzji prawnych, to musieli uznać autorytet siły. I takie sytuacje rozumiem jako znaki do odczytania – jak zaczynamy pchać łapy w ognisko, to w którymś momencie Bóg pozwala, żebyśmy się nieco sparzyli, bo inaczej cali w ten ogień wejdziemy.

      Holokaustu nie uważam za dopuszczony przez Boga – uważam, że to efekt ludzkich wyborów i nagromadzonej, zastarzałej nienawiści.

  3. Na początku napiszę, że nie uważam, żeby historia była sensu pełna (i nie wpieram komukolwiek tu, ze to głosi). Ale w związku z tym nie uważam, by historiozofia judaistyczna miała się przełożyć na jakąś historiozofię chrześcijańską . Zresztą Kościół konsekwentnie w swoim nauczaniu oddziela historię od historii zbawienia (choćby ze względu na jego pozahistoryczne cele).
    Zgadzam się bardzo z tym, co napisałaś Elu, ze Bóg objawia się w
    historii, posyłając ludzi – Jest taki fragment w Liście do Filipian 2, 14 i nn. Ktoś komentując go, zwrócił kiedyś moją uwagę na fakt, ze to nie wydarzenia mają sens w historii, jedyne, co może być nośnikiem sensu w niej to postawy ludzi ( oni mogą być jak okna na fanum, przez które wyjrzeć można w świętość). Dla siebie wyciągam wnioski, które zgadzają się z moim czuciem, ze nie wolno się racjonalizować wydarzeń, (nierzadko krwawych) (np. doszukiwać się w nich palca Bożego). Analogicznie wpisuje się w to np. spór o kwestię męczeństwa (gdy nadaje się sens wydarzeniu –powstają potworne narracje (w moim odbiorze) na temat krwi męczeńskiej, użyźnianiu gleby itd., zamiast zatrzymać się na tym, ze ktoś po prostu nie ustąpił złu). Zresztą, do czego prowadzi usensownienie absolutne wydarzenia męczeństwa, wiemy z lektury Słowackiego- Króla Ducha lub Odpowiedzi na Psalmy…- sensu bowiem nabiera wtedy nie tylko krew wylana, ale i … wytoczona – ktoś powie –to literatura –wzruszę ramionami –literatura bywa prawdziwsza od życia).
    Według mnie w tym, że nieszczęścia są nam dawane jako znaki i w tym, że historia (wpisane weń zło) jest konsekwencją wolności człowieka tkwi sprzeczność. Trzeba wybrać. Ja czuję, wierzę, że prawdą jest tylko to drugie. Że Bóg postąpił zgodnie z zasadą wszystko albo nic. I korzystamy z wolności –krzywdząc innych, czasem aż do kresu, i dręczy nas zepsucie natury -choroby, kalectwa i żywioły, bośmy zniszczyli harmonię bytu. Ale nie wierzę, że w tym, iż nas to wszystko udręcza, leży zamysł boży.
    Nie jestem ślepa i wiem, że nieszczęście może zmienić człowieka (por. Łk 13, 4-5). Ale też nie zgadzam się na przykład, z takim obiegowym katechizmowym stwierdzeniem , ze Bóg z każdego zła wyprowadza dobro. Tak jak się wyprowadza wzór matematyczny, tak jakby to dobro już tam tkwiło, tylko trzeba inaczej poprzestawiać akcenty. To budzi mój opór, bo czy to nie jest funkcjonalizacja zła.
    Jeśli wyprowadza, to w innym znaczeniu tego słowa – jak się wyprowadza, otoczywszy ramieniem, kogoś z niebezpiecznego tłumu, ciemnego lasu, labiryntu – ocala dobro, które da się ocalić – czyimś ludzkim gestem, wsparciem, obecnością. Bo wierzę, że nigdy nie jesteśmy sami , że Chrystus jest z nami. Bo nam zostawił nić Ariadny –miłość.
    Nie mam wykształcenia teologicznego, nie czuję się też miarą wszystkiego, być może to, ze nie potrafię przyjąć nauki o Boskiej pedagogice w historii, jest tylko moją ułomnością (nawet czasem boję się, ze tak jest), ale tak czuję, rozumuję dziś, jak napisałam. Serdecznie pozdrawiam Cię, Elu.
    Bohjan, ja chyba nie jestem dobrą adresatką pytań o opinie na temat apokatastazy dla kogoś, kto czuje się orientowany na apokatastazę (chyba, ze inaczej rozumiem orientowanie). W każdym razie ja nie jestem entuzjastką. To znaczy jestem entuzjastką różnych humanistycznych piękności naszego wspólnego tu bycia, które apokatastaza odsłania, ale uważam, że prawda o piekle ich nie niweczy, wbrew narracjom sympatyków idei powszechnego zbawienia.

    • Piękne jest, co napisałaś 🙂

      Wyprowadzanie dobra rozumiem, jak ty.

      Co do wydarzeń, to są jednak też nieszczęścia wynikające nie z ludzkich wyborów, ale zbiegu okoliczności. Lewis o nich pisze, że to megafon Pana Boga, przez który próbuje się On dokrzyczeć do naszego sumienia. Tyle, że kiedy umarła jego Joy, umarły też wszystkie jego odpowiedzi na pytanie o cierpienie. Po prostu cierpiał i to w jakiś sposób go przemieliło i to na Bożą modłę. Myslę, że kluczem jest tutaj to, co piszesz o nici Ariadny – jeśli potrafimy ją dostrzec, dramat ulega reinterpretacji. I odnajdujemy sens.

      Też serdecznie odpozdrawiam 🙂

    • Wero, dziękuję za poruszający wpis 🙂 Myślę, że się z Tobą zgadzam -o ile dobrze zrozumiałem 🙂
      Ja nie jestem fanem apokatastazy (choć jedna Rozmowa wiosną zainspirowała mnie, by w ogóle się tym zainteresować), ale i daleki jestem od skupiania się na piekle. I to właśnie ze względu na żydowską wrażliwość (może zresztą tylko tak ją nazywam). O co chodzi?
      O to, że historia – a właściwie wszystko, co dzieje się w tym tu i teraz życiu – jest ważne i nierozstrzygnięte; i tak było zawsze. Człowiek chyba nie jest igrzyskiem B. (nie siedzimy też w szkolnej klasie) ani B. nie jest po prostu Deus Ex Machiną (albo Tatusiem, który nigdy nie pozwoli nam dorosnąć do odpowiedzialnego życia) – życie to jedyna rzeczywistość, i w niej ważą się losy każdego człowieka, Przymierza i całego bytu. B. jest Panem Zastępów – takie jest Jego Biblijne tytułowanie – i toczy się walka o zbawienie. Czy Chrystus już ją wygrał? Jak się rozglądam, to wydaje mi się, że nie – albo przynajmniej każdy z nas żyjących jeszcze nie przeszedł na Jego stronę i daleko jeszcze do Odbudowania tego świata po wielkiej wojnie, bądź dokończenia pokojowych negocjacji i złożenia broni wszystkich, partyzanckich i terrorystycznych bojówek… Więcej we wspomnianej książce – i w przyszłych rozmowach 🙂
      Przepraszam za dorywczy styl, pozdrawiam serdecznie ze swojego kanału, którym próbuję się przedzierać do Śródmieścia i walcząc z nieustanną pokusą dywersji…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s