Przepraszam, ale Szczekociny zapewne będą tu jeszcze wracać. Obiecuję, że będzie krótko 🙂
Od wypadku często spotykałam się i spotykam z pytaniem lub reakcją sugerującą, że najgorszym wspomnieniem lub doświadczeniem z wraku wagonu był widok zwłok. Być może to, co napiszę, wyda się w pierwszym momencie okrutne i bezduszne, ale trudno.
W tamtej chwili zwłoki to był najmniejszy problem. Oni byli już martwi, więc nie cierpieli.
Najgorsze wspomnienia, to dziewczyna obok mnie, leżąca na podkładach kolejowych, na której biodrach leżał duży fragment wagonu i która jęczała, że nie czuje nóg, że się dusi. Widziana w półmroku podniesiona dłoń kobiety, której ciało leżało między resztkami siedzeń. Była przytomna, ale nie wiem, w jakim stanie. Ból tych ludzi wokół mnie, zimno i ta cholerna bezradność. Tak, najgorsza była właśnie ona.
W komunikatach medialnych najbardziej dramatycznie brzmią dane o liczbie zabitych i nie neguję olbrzymiego bólu ich rodzin. Jednak w rozrachunku cierpienia i ciężaru wspomnień, najbardziej dramatycznie odciskają się ci, którzy przeżyli i którym nie dano łaski utraty przytomności. I którym nie było się w stanie pomóc.
ból…niewyobrażalne cierpienie ciała, od którego zależy nasze życie na ziemi, ostrzega, że tak właśnie może być, że wkrótce nastąpi uwolnienie jeżeli nikt nas nie uratuje…nie zdąży na czas albo nie jest w stanie nam już pomóc i trzeba będzie odejść bo ciało uległo nieodwracalnemu zniszczeniu.
Hmm…Tego dnia akurat byłam w Wawie. Przyjechałam rano z Kra. I na szczęście, miałam jechać dopiero następnego dnia. Kiedy się w niedzielę dowiedzieliśmy, my, Ci z Kra., byliśmy struci, zmartwieni, współczujący. Ale tak, nie widzieliśmy tych osób, nie jechaliśmy tym pociągiem, nawet później, zabraliśmy się samochodami z innymi. Ale biorąc pod uwagę częstotliwość i statystykę wypadków kolejowych – równie dobrze, to mógłby być mój pociąg. Zawsze o tym pamiętam.
Po wypadku doświadczyłam całego oceanu ludzkiego dobra i nie mam żalu do osób, które pytają, bo pytają ze współczuciem. Chciałam tylko publicznie powiedzieć, że kiedy patrzy się od środka, trochę inaczej rozkładają się akcenty 🙂
Ciepło pozdrawiam!
Mnie także bardzo poruszyło cierpienie tych ludzi, którzy tam byli. Bardzo boję się wypadków i okaleczeń. Z wielu powodów. Natomiast właśnie to uderzenie żeliwem w ciało, przygniecenie ludzi przerażało mnie najbardziej i ich ból. Ja nie mogę o tym czytać, bo jestem bardzo sugestywna. Mnie się moje kłopoty śnią tak mimowolnie a co dopiero takie duże traumy. Pamiętam relację pani, która została okaleczona. Nie ma nogi. Opowiadała, że chciała żyć dla córeczki to dało siłę. Ktoś jej tam pomógł.
A propos langusty. Są kazania dobre o. Szustaka, ale są także takie, gdzie za pomocą Pisma robi się nieadekwatne analogie. Nie znam się na teologii ani na Piśmie, ale na logikę coś mi czasem nie grało. Tak samo nie tak łatwo wychodzi się z grzechów. Potrzeba cierpliwości. Efektowne kazania mogą być bodźcem, ale trzeba pamiętać, że coś trwa i nie trzeba się zniechęcać. O. Szustak nie odpowiada na maile i o tym poinformował na stronie beczki, bo nie ogarniał korespondencji. No taki jest los b. popularnych kaznodziei. To trochę odrealnia i oddala od jednostki, ale nie ma na to remedium.
A propos odejść OP. Kiedyś zadałam pytanie czy były duszpasterz „Przystani” odszedł, bo tak jakoś wpadałam na niego na ulicy. Teraz widziałam na fotkach z przejęcia parafii w Katowicach, że nadal jest księdzem. Sporo osób się za niego modliło sądząc po stronie adopcji kapłanów. Czy to efekt modlitw? Nie wiem.
Dobrze jest doświadczyć oceanu dobra. Nie mam takich doświadczeń. Raczej skromniejsze dobro, choć w jakimś sensie także ważne. Ale nie mam sił za nie dziękować, bo boję się, że i to stracę. A rozczarowania? Może przyszłość pokaże, że były potrzebne, że już opatrzność nie kierowała nas tam, gdzie chcieliśmy. Nie wiem.
w Katowicach jest o. Piotr Kruk OP, a były duszpasterz „Przystani” chyba Filip to inna osoba. fakt, wizualnie podobni, więc mogłaś sie pomylić.