Chata na końcu świata

Jej widok sprawił, że poczułam się jak w Zawalowie. W tej jego części, przez która jeździliśmy dwa razy do roku na łakę, po siano. Dawno temu, czyli jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, stał tam nieopodal dwór Lachmanów i teren należał do folwarku. Sprzedali go jeszcze przed wojna, po niej dwór rozpadł się i zapewne spora część starych domów we wsi zawdzięcza mu część budulca, ale staw i domy obok niego pozostały.

Dalekie od głównych traktów. Ciche, otoczone drzewami wyspy ludzkiej obecności wśród pól i łak, na łagodniej stromiźnie opadajacej ku rzece. Teren pofalowany, ale żadnych gór ani skał, nie mówiac o pełnych szarotek halach. Skad to dojmujace uczucie przeniesienia w przestrzeni?

Ten górski dom też na końcu wsi, ostatni przy szlaku rowerowym przez Tarasówkę. Stoi na granicy parku narodowego. Zasłonięty rozrośniętymi świerkami od wiatru i śnieżyc, za drewnianym płotem i z podwórkiem zarośniętym wysoka trawa. Z pięknym widokiem na Tatry.

Może tym, co je łaczy, jest ich niepudrowana wiejskość, nie wylizana kosiarkami do trawy i idealnie dobranymi roślinami ze sklepów? Rośnie, co zawsze rosło i w sposób, w jaki zawsze rosło. Biologiczna kosiarka połaczona z wytwórnia mleka patrzy na mnie z zaduma, która równie dobrze można odczytać jako filozoficzna, jak i jako kompletny brak myśli. Przeżuwa poranny pokos w życzliwym cieniu drzew z parku.

A może inaczej. Może jeden i drugi dom to koniec świata. Ostatnia ludzka osada.

Bo świat kończy się tam, gdzie zaczyna brakować ludzi?

8 myśli nt. „Chata na końcu świata

  1. To prawda, że tam gdzie nie ma ludzi kończy się świat.

    Mateusz Talbot jest patronem alkoholików. A czy jest jakiś patron ludzi łakomych? Pytam całkiem poważnie. Taki, który pomógłby zwalczać łakomstwo?

  2. Fajne i bliskie mi 🙂
    Może nawet widziałem ten dom, schodząc właśnie z drogi przez park w stronę Tarasówki (nieco błądząc tam nawet, którędy zejść). Lubię takie miejsca – tam się odnajduję, tam pomieszkuję – jeszcze przy ludziach, ale już na granicy, skąd wyglądać już tylko źrenicznej ciemności.
    I lubię bardzo tę prawdę zielska i chatowatości – też granica. Dla mieszczan nieznośne, ale ja tam lubię jak mnie coś zarasta 😀

    A w opisie krowy udało Ci się pogodzić Wschód i Zachód, tradycję „nie myśl ino patrz” z tradycją wyrafinowanego namysłu i kontemplacji 🙂

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • TEJ krowy nie dało sie opisać inaczej 😀 Krowa na hali patrzyła na mnie za to z niejakim zdziwieniem i jakby zaniepokojona, ze ktoś depcze jej pastwisko. A zabłądzeniu się nie dziwię – trudno znaleźć drogę w tej plątaninie dróg z traktami zrobionymi przez drwali. Też się tam gubiłam.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s