Pokaz slajdów nosi tytuł Ecclesia Triumphatrix a a ja po obejrzeniu stwierdziłam, że są tam dwa, może trzy slajdy przedstawiające Kościół Triumfujący: zdjęcia figur śś Piotra i Pawła (w tym drugiego z narzędziem swojego męczeństwa) i zdjęcia papieża, chyba Paweł VI, ale nie jestem pewna, mówiącego czy błogosławiącego tłum.
Kościół triumfuje wtedy, kiedy posługując się środkami UBOGIMI, a więc głoszeniem słowa, dziełami miłosierdzia, charyzmatami (w tym łaską męczeństwa) zasiewa słowo i zbiera plon nowych wyznawców. Miejscem największego triumfu Kościoła jest chrzcielnica i górujący nad nią krzyż. Bo te zdjęcia piękne, rzeźby monumentalne i stroje wspaniałe, tylko że tego typu przejawy wielkości mają też ciemną stronę – mogą karmić próżność tych, którzy ich używają, a niekoniecznie muszą służyć ewangelizacji. Jest coś przerażającego w drugim slajdzie, tej wyniosłej i groźnej postaci Boga Ojca (?), która całą sobą zaprzecza wizji Boga bliskiego, podnoszącego do policzka płaczące niemowlę.
Czy naprawdę mężczyzn do Kościoła może przyciągnąć tylko władza i wojna? Czy w Chrystusie zwyciężąjącym mocą Ducha naprawdę nie ma nic pociągającego i fascynującego, do tego stopnia, że trzeba tworzyć protezy w postaci quasi-monarchistycznych rekwizytów? Nie znam odpoweidzi na te pytania.
Przepraszam, nie wiem skąd wzięty, to na pewno miał być w zamyśle film prokościelny? Bo z takim podkładem muzycznym jest przerażający.
W całości.
Tak, miał byc prokościelny.
Można się drzaźnić, można i nie… Pytanie czy Chrystus nosiłby tak powłóczyste szaty, tiary, czy by popierał taki ceremoniał, bank watykański, straż. NT wskazuje, że nie przepadał za przepychem, wędrując po Ziemi Świętej, ale za prostotą w relacjach z ludźmi oraz ganił nadmuchany ceremoniał… Zatem pozostaje naśladowanie godnego naśladownictwa, nawet przez tych najwyżej ustanowionych…
A co do filmiku to zmontowany był na prawdziwych zdjęciach, choć faktycznie przedsoborowych, ale ten duch quasi- monarchistyczny i żądzy władzy nad innymi czasami sobie hula i po soborze w różnych „częściach” kościoła.
I nie tylko mężczyzn pociąga władza, kobiety w kościele też potrafią się wykazać (vide relacje przełożone a podwładne w zakonach).
A filmik obrazuje postrzeganie Kościoła przez dużą część społeczeństwa europejskiego, który nie miał okazji poznać jego „cieplejszej” wersji.
Chodziło mi tu o to, że w duszpasterstwach tradycjonalistycznych, czyli tych, które pociąga taka estetyka, większość stanowią mężczyźni.
Jest idealną ilustracją spojrzenia na Kościół jako na machinę, na papieży jako obdarzonych władzą manipulatorów mających wpływ na życie milionów. Pochód władzy.
Przynajmniej mi trudno to inaczej odebrać, a nie ma to nic wspólnego z tym jak widzę Kościół.
I jeszcze w tym wszystkim Jan XXIII.
Nie wiem jak reagują na taki film mężczyźni ale od takich którzy zareagują entuzjazmem wolałabym się trzymać z daleka.
Zawsze mnie sprowokujesz 🙂
Filmik utwierdza tylko mnie w przekonaniu, że instytucją kościoła nie ma co się przejmować, tylko ją zostawić, odpuścić sobie – niech się rozpada we właściwym sobie rytmie. Ani tiary i powłóczyste ornaty, ani gotyckie katedry i wzniosłe chorały, wielkie kazania i sceny liturgii nie stanowią istoty tego, co jest eklezją: ek kalein – czyli wywołaniem przez Jezusa ludzi ze świata (być może także: ze świata kościoła). Wielki temat.
Inna rzecz, że mnie bardzo drażni użyta przez Ciebie fraza (frazes): „łaska męczeństwa”. W obliczu nieprawdopodobnych wręcz tortur, jakich doświadczali i doświadczają ludzie, niepodobna twierdzić, że cokolwiek w tym może być łaską… Bolesny oksymoron – moim zdaniem: niezwykle wręcz niebezpieczny pod wieloma względami. Warto pamiętać, że sam Jezus modlił się o „odsunięcie tego kielicha”…
Dla mnie to nie frazes, tylko głęboko prawdziwe stwierdzenie, które słowa Jezusa w Ogrójcu tylko potwierdzają. Męczeństwo nie jest czymś, co można wyprodukować; wydusić z siebie. W ten sposób jest się w stanie dac świadectwo tylko wtedy, kiedy zostanie się umocnionym przez Boga i w tym sensie; w sensie źródła siły jest to łaska. Samo cierpienie łaską nie jest, w żaden sposób.
A w każdym ludzkim zgromadzeniu automatycznie, od chwili jego powstania nastepuje tzw. proces grupowy, czyli ustalanie kto jest kim i gdzie w grupie/zwołaniu się znajdzie. To jest część naszej cielesnej strony natury. A ponieważ żyjemy w świecie a Jezus sam mówi o budowaniu Kościoła i wspólnocie, aby w tym świecie pozostac i głosić, to nie da się przed tym uciec. I mogę ci od razu powiedzieć, że doskonałej wspólnoty/doskonałego zwołania nie ma. A próby ucieczkie ze wspólnoty, nawet firmowane teologią prowadzą do śmierci – wilki polują w ten sposób, że oddzielają jednostkę od stada i wtedy ją zagryzają. Diabel działa podobnie: we wspólnocie ktos ci zawsze błedy wytknie, może jest nieprzyjemnie, bo sie nawzajem smyramy po naszych ranach, ale mamy też dzieki temu szansę pozostawania w prawdzie. Poza wspólnota łatwo popaść w złudzenia i dać się zaszczuć.
W antropologii (V. Turner) istnieje rozróżnienie societas i communitas.
Societas to społeczeństwo uhierarchizowane – każdy zajmuje określoną pozycję, o której decyduje urodzenie, wykształcenie, stan posiadania, urzędowy stopień, itd.; relacje societas na ogół są manifestowane (ubiór, samochód, tytuły, insygnia, itd.) Relacje societas są albo jawnie, instytucjonalnie, albo niejawnie relacjami władzy i przemocy – tak właśnie funkcjonuje również instytucja KK.
Communitas to spontaniczna i nieustrukturyzowana wspólnota równości ja i ty (ani masa, ani ideologiczna jedność braterstwa), tworzona zwykle albo w rytuale, albo w chwilach szczególnych; cechy communitas można znaleźć na koncercie rockowym, w zbiorowości świętującej sylwestra na miejskim rynku, ale też np. w czasie żałoby po śmierci papieża, niekiedy w czasie wojny…
Ludzie mają skłonność także wtedy dążyć do przewagi nad innymi – ale z tym to akurat Jezus polemizował, ucząc służby jeden drugiemu.
Nie wyobrażam sobie życia poza wspólnotą – także religijną; pojmuję ją jednak jako communitas (komunię) i dlatego lekceważę societas kościoła; lekceważę, nie demontuję – wcale nie chcę zamienić „złej władzy” na inną, lepszą… swoją 🙂 Po prostu – Królestwo B. nie jest z tego świata, którym rządzi egoizm jednostkowy, rodzinny, klasowy (także klerykalny), rodowy, narodowy, płciowy, wszelki…
* * *
Moc, świętość – zawsze i w każdej chwili pochodzi od Jedynego, który jest Wszechmocny. Także w chwili cierpienia – ale mowa o „łasce męczeństwa” (albo „łasce cierpienia”)w różnych kontekstach pozostaje dla mnie niebezpiecznym pomyleniem; przeważnie wiąże się z pychą i uzurpacją uczestniczenia w jedynej Ofierze Chrystusa, jednocześnie ją pomniejszającą, a przy tym zniekształcającą przesłanie chrześcijaństwa, kojarząc je z fizycznym bólem i negacją ciała… No, ale to znów wielki temat.
Nieustająco pozdrawiająco 🙂
Nawet w rytuale czy na koncercie masz strukturę, chyba że odmówimy człowieczeństwa grającym, organizatorom, ochroniarzom etc., a teoria Turnera przeczy rzeczywistości – nie ma takiego bytu jak całkowicie pozioma ludzka wspólnota. I nie chodzi tu o egoizm, tylko coś, co po chrześcijańsku nazwałabym otrzymanymi naturalnymi charyzmatami – każdy, ze względu na swoje cechy osobnicze i sposób wchodzenia w relacje, zajmuje w określonej grupie określone miejsce. Może je zajmowac czasowo, może stale – bywa różnie. I w zalezności od grupy to miejsce będzie inne. Jedyne co, to w niektórych grupach jest to bardziej uświadomiona hierarchia, oficjalna, a w niektórych jest to hierarchia dopiero rodząca się lub intuicyjna. Zresztą czasem bywa tak w firmach, że są dwie hierarchie: oficjalny szef i oficjalni kierownicy oraz naturalny lider i jego ekipa. To chora sytuacja, ale bywa.
Nie widzę nic z pychy czy pomniejszania Ofiary Chrystusa w tym, że członki Jego ciała uczestniczą w tej Ofierze. To raczej jakby naturalne…
Odpozdrawiam!
A czy Ty mieszkasz na parterze? Ja na piątym, a w zasadzie na szóstym piętrze, bo na dole są lokale usługowe. I czasem rezygnuję z windy i wchodzę na piechotę. Bałabym się sama mieszkać na parterze.I w jaki sposób św. Jacek pomógł Ci a w zasadzie ochronił przy zakupie mieszkania. O tym pisałaś przy okazji tego świętego. Wiele osób ma nieprzyjemne przejścia przy zakupie mieszkania.
I czy kiedykolwiek jakiś święty pomógł Ci w konkretnej sprawie? I jaki to był święty i w jakiej sprawie o ile to nie jest zbyt prywatna czy osobista sprawa. Czasem ludzie mówią o łaskach otrzymanych za pośrednictwem świętych, ja nie otrzymuję łask.
Większość twoich pyań jest zbyt osobista, Kasiu 🙂 Mogę odpowiedzieć tylko na to o Jacku: osoba, która miała mi zwrócić pieniądze przeznaczone na zakup mieszkania nie była w stanie zrobic tego w terminie i nie miałam kasy na sfinalizowanie zakupu. To oznaczało, że przez dwa tygodnie do nastepnego terminu u notariusza poprzedni wlasciciele mogli szukać nowego nabywcy i jeśli by go znaleźli, traciłam zadatek, który juz wpłaciłam. Gdybym go straciła, nie miałabym co marzyc o zakupie innego mieszkania, miałabym za malo pieniędzy.
No i skończyło się to tak, że nie znaleźli a ja ostrzymałam zwrot pieniedzy i kupilam to mieszkanie 🙂