Była u mnie dziś Kasia z dostawą leków i nutridrinków (apteka obok została przeze mnie z nich wyczyszczona, tak więc zakup następnych musiał zostać dokonany gdzie indziej – Suzet, dziękuję za ostateczne przekonanie mnie do ich picia – są rewelacyjne!). Wymieniłyśmy też nasze szpitalne doświadczenia.
W szpitalu schodzi się na poziom podstawowy. Odkrywa się jaką radością jest możliwość samodzielnego umycia się pod prysznicem, uczesania włosów a nawet rzeczy tak oczywistych, jak wypróżnienia się czy podniesienia się na łóżku do pozycji siedzącej. Przespana w całości noc jest jest jak najlepszy narkotyk – o poranku organizm wpada w coś w rodzaju euforii, bo wreszcie wypoczął. Odkrywałam dzień po dniu jak wiele codziennych czynności, do tej pory dla mnie oczywistych, jest darem. I odkrywałam czym jest cierpienie, szczególnie długotrwałe. Istnieją leki przeciwbólowe i antybiotyki, ale są choroby, których nie da się wyleczyć. Jedynym, co chorym na takie schorzenia może dać siłę do życia, jest miłość. Dobroć innych ludzi i poczucie bycia potrzebnym. I wewnętrzna zgoda na to, by od czasu do czasu zapłakać i mieć przed kim zapłakać. Kimś, kto przyjmie te łzy i po prostu będzie.
Cierpienie; sąd – Golgota – krzyż są wołaniem o miłość. I Jezusowi w tej drodze towarzyszy miłość: Matka, Jan, Weronika, przymuszony Cyrenejczyk. Umiera w ciemnościach ducha, jakich doświadczają grzesznicy, ale miłość jest i czuwa. Będzie czuwać przez Wielką Sobotę, aby o poranku zmartwychwstania z radościa otworzyć ramiona Powracającemu.
Jeśli ktoś z waszych najbliższych cierpi – kochajcie go. Słuchajcie, o co was prosi, czuwajcie nad nim, ale przede wszystkim szukajcie jego dobra i dajcie mu poczucie bezpieczeństwa i przynależności. To fundament, dzięki któremu można odnaleźć sens swojego bólu i siłę do tego, by się z nim zmierzyć. By nad nim zapanować.
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Dodałabym, że trzeba zacząć od wsłuchania się w cierpiącego. Nie da się naprawdę słuchać i nie odpowiedzieć miłością, a przez nią wszystkie inne powinności względem bliźniego jakoś tak same z siebie się i ujawniają, i wypełniają.
Jesteśmy „osadzeni” w Miłości 🙂
Słusznie Pani Doktor uzupełnia 🙂 Czuć praktyka!
Nie praktyka, tylko praktykanta, ośmielam się nie zgodzić 🙂
W moim zawodzie często są takie chwile,w której dochodzi się do wniosku, że słuchało się nie tak jak trzeba i najważniejszego się nie słyszało.
A to chyba nie tylko w twoim, tylko w każdym, w którym ma się do czynienia z ludźmi. Komunikacja to trudna rzecz, chyba najtrudniejsza w życiu 🙂