Kordian w Słowackim

Obawa o odbiór spektaklu, która zakiełkowała w moim umyśle, kiedy zobaczyłam widownię (zapomniałam, że „Kordian” to lektura), okazała się płonna. W większości uczniowie, ale dobrze wychowani. Nawet jeśli się nudzili, to nie okazywali tego nachalnie.

Spektakl trudny, oniryczny. Chcę teraz przeczytać jeszcze raz „Kordiana”, choć i bez tego wiem, że sztuka została rozmontowana i zmontowana ponownie w innym układzie. Urywane monologi, rwane sceny – w filmie można byłoby powiedzieć o teledyskowym montażu. Sen – koszmarny, ale fascynujący. Nie do końca i nie zawsze przekonywała mnie muzyka, szczególnie w scenach, które miały być liryczne, ale główna melodia całości dobrze zgrana z konwencją (można jej posłuchać na filmiku na stronie spektaklu, okienko „galeria”).

Świetna gra, nawet jeśli Śmierć wbijał szablę dla Kordiana kilkakrotnie w scenę, bo nie chciała w niej utknąć we w miarę pionowej pozycji a jeden z Podchorążych miał duży problem w pewnym momencie z odzyskaniem marszowego rytmu. To nic nie znaczące detale w zestawieniu z mocnym, energetycznym rytmem spektaklu, który porywał i zagarniał widza. Mnie przynajmniej zagarnął.

Sugestywny Śmierć (Jerzy Światłoń), silny i zyskujący często dominację na scenie samym wejściem Szatan (Feliks Szajnert). Zresztą siła jego osobowości sprawiła, że scena egzorcyzmu wypadła dość nieprzekonywująco. Ot, znudziło mu się bawienie akurat tą marionetką. Chociaż tu trzeba też przyznać, że o Kordianie Grzegorza Mielczarka trudno powiedzieć, że jest marionetką. To nie jest melancholijna lelija, raczej człowiek, który w pewnym momencie utracił azymut, przez co jest bardzo współczesny. I bardzo mocno zagrany, choć bez szarży.

W pamięci zostanie mi też scena rozmowy Cara z Konstantym (i tu jednak przyznaję więcej punktów Konstantemu), ich wzajemne obrzucanie się grzechami, żalami, ujawnienie wewnętrznego mechanizmu zawiedzionych (lub nie) ambicji.

Ostateczne wnioski? Nie jestem ze szkoły Gombrowicza – Słowacki wielkim poetą był. Słowacki był mistrzem słowa: jego polszczyzna wibruje, jest dynamiczna, kiedy trzeba cyniczna, kiedy trzeba delikatna i plastyczna. Słuchanie jego frazy sprawiało mi olbrzymią przyjemność, szczególnie, że była dobrze podana.

Cieszę się z tego spektaklu. Czekałam na niego niecierpliwie i tym razem intuicja mnie nie myliła: było warto.

2 myśli nt. „Kordian w Słowackim

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s